Jest Poezja! Józef Baran, wiersze najnowsze
Małżeństwo
Zosi
wyruszałem w tę podróż
jak na studencki piknik
bez niezbędnego ekwipunku
z plecaczkiem podszytym wiatrem
wybierałaś się na tę wyprawę
nie znając mnie prawie wcale
czy mogliśmy przewidzieć
ten wiatr w oczy
morza pustynie zasieki
czyhające w oddali
to prawda
morze rozstępowało się pod naszymi stopami
w takt marsza weselnego
ale zaraz potem
powróciło na stałe miejsce
40 lat
brnięcia przez pustynię
fatamorgana piasek w oczy
Sny o Ziemi Obiecanej
i o
odpoczynku
który nigdy nie następuje
wielbłądy
dźwigające na plecach
obok bukłaków szczęścia
tysiąc wzajemnych trosk
i urazów
od których nie zawsze udawało się
uwolnić
po drodze
tęcze
miriady
zwodnych gwiazd
i księżyców
gubienie się z oczu
i schodzenie na powrót
miałaś na głowie
dom z krzyczącymi dziećmi
i
zasłużyłaś
na niejeden order
anonimowa
jak wiele
cichych bohaterek
codzienności
cóż mogłem ci dać
za oparcie
akrobata cyrkowy
na dromaderze
zajęty zawsze na boku
cyrkowymi sztuczkami:
połykaniem ognia
ujeżdżaniem krnąbrnych słów
ściganiem się z własnym cieniem
błąd poganialiśmy błędem
bo wszystko zdarzało się
pierwszy raz
i nie było to zwykłe hop-siup
na pagórek
lecz
maratońska
burzliwa
wspinaczka
mieniłem się nastrojami
bardziej od zmiennych ustrojów
dziś prawie nie mam nic wspólnego
z tym kim byłem kiedyś
a jednak
dopisało nam
szczęście mimo że pisane
na chmurach i piasku
i większość z tego
co zamierzyliśmy
koniec końców się spełniało
a nawet o niebo więcej
choć wiele karawan
z pozoru szczęśliwszych
rozwiał dawno pustynny wiatr
wciąż brniemy razem
przez piaski Sahary
i
gdzie daleko w tyle za nami
choć w zasięgu serca
nasze dzieci
z wnukami
skaczącymi jak
koźlątka
co mają
w oczach tysiąc
wesołych
gwiazdek
Macierzyństwo
Ewie
Coś się od ciebie odrywa
Coś co jest tobą i nie-tobą
Coś się od ciebie oddala
Stając się osobną osobą
Chcąc nie chcąc się rozpoławiasz
Na siebie i na nie-siebie
Za tamtą tęsknisz tym mocniej
Im łatwiej obywa się bez ciebie
Podobnie księżyc w nowiu
Dzieli się na dwie części
Ta druga rośnie kosztem pierwszej
Zapadając się w mroku świecisz
Radość oczekiwania albo pieśń nad pieśniami
koguci heroldowie
na cztery strony świata
rozgłosili hejnał poranka
który niesie się
wysoko daleko
i gołębie wprost
nie mogą się w sobie
pomieścić z radości
zataczają
nad wielką równiną
srebrne koła
kwiaty
trawy
zioła
poobwieszane brzemiennymi rosami
przemienionymi
pod dotknięciem świtu
w kolie pereł
cała łąka
skrzy się
od uśmiechów
porannych ros
nadziewanych słońcem
gdy wszędzie
jak okiem sięgnąć
na horyzoncie
jawią się
oczekującej
słoneczne twarze
jej ukochanego
powracającego
po długiej rozłące
i gdy wszystkie
drogi
dróżki wybiegają mu
naprzeciw
i rozbiegają się
po nieboskłonach
Coranny lipcowy cud
zbudzić się by usłyszeć że kogut wypiał kolejny świt.
a jego pianie rozchodzi się kręgami po widnokręgach
prawie słyszeć plask brzasku o szybę
trzymać w ręku klucz poranka do Wszechświata
i do
najczystszej gamy istnienia
przez ptaki
wyśpiewanej
w hołdzie Najjaśniejszemu Słońcu
który ogrodzie zwiastuje znów
coranny cud
Borzęcin, 2011
Elegia późnego września
wrzesień. jeszcze się niesie trzepotliwy
chichot ważek nad tatarakami
lecz już po wystrzyżonych ścierniskach pól
ciągnie tren promieni słońce - paw ze złamanymi skrzydłami
wrzesień. z wolna skapuje z czereśni i jabłonek
złotolistna patoka
jesień wytacza armatnie kule dyń
szykując się do ostatniego ostrzału lata
wrzesień. pierwsze wiatry urwały się z łańcucha
i roznoszą między drzew wierzchołkami
niespokojne wieści o swych dalekich wojażach
jakby chciały wyprowadzić ogród z równowagi
wrzesień. jeszcze koguty pieją słoneczne hejnały
lecz już rzeki płynąc i płynąc
pluszczą o osamotnieniu
z zieleni na jaw wyszły zamaskowane cmentarze
przypominając coraz natarczywiej
o swym ISTNIENIU
Borzęcin, 2011