LITERATURA SZTUKA FILOZOFIA SPOŁECZEŃSTWO
______________________________________________________________________


OD REDAKCJI 6/2013



Słowo na czerwiec

Co?! Jakiś pokątny autorzyna, który nie chce cicho siedzieć i czekać aż go pochwalą, ale sam siebie wypycha do góry? (...) Co to jest?! Autoreklama? Mania wielkości? Kpiny? (...) Pycha tak wielka, że tylko dzięki mojej wyjątkowej skromności stała się możliwa. Ten, kto mówi o sobie „Chcę być wielki” jest mniej do siebie przywiązany, traktuje siebie z większym dystansem, niż ten kto rumieńcem się oblewa na samą myśl o takim wyznaniu.

Witold Gombrowicz, Testament. Rozmowy z Dominique de Roux


Wielki Gatsby, czyli nasz program walki z bezrobociem

Jak znaleźć dobrą pracę i godziwie zarobić nie męcząc się zbytnio? To pytanie zadajemy sobie nie tylko my, tutaj w redakcji, ale pewnie spora część obywateli, która nie załapała się na wygodne posady w spółkach, urzędach oraz innych wspomaganych z publicznych (naszych) pieniędzy instytucjach i codziennie zastanawia się „jak żyć?”. A sposób na wygodną egzystencję jest banalnie prosty, z powodzeniem funkcjonuje od jakiegoś czasu, i aż dziw bierze, że nie został upowszechniony – trzeba zostać tłumaczem literatury. Oczywiście nie takim prawdziwym, erudytą mozolnie pracującym nad oryginalnym tekstem, tylko podróbką, translatorskim fircykiem. Jak to się robi? Łatwizna, bo znajomość obcego języka nie jest w tym wypadku konieczna; dla pozoru i elementarnej przyzwoitości coś tam można stękać w wybranym narzeczu, nikt przecież tego nie sprawdzi. A zatem, krok po kroku, należy: 1) wziąć dowolną, przetłumaczoną już książkę, 2) przepisać ją dokonując liftingu, 3) przedstawić w wydawnictwie. Robota na jakiś tydzień – dwa, w zależności od grubości dzieła. Przydaje się też mieć dobre układy w wydawniczym półświatku i w ogóle układy. Jeśli układów nie ma, to nie zostanie się tłumaczem wybitnym, reinterpretującym, odkrywającym nowe znaczenia i warstwy, wyzwalającym z dotychczasowych schematów, ale to sprawy drugorzędne. Liczy się kasa. A jako że praca łatwiejsza od spania, można wyżej wymienionym sposobem przetłumaczyć na nowo np. całego Galsworthy'ego, Bellowa, Hardy'ego i pójść na ilość – to na wielu robi wrażenie. Przetłumaczony tekst składamy w wydawnictwie, najlepiej w wydawnictwie Znak, którego redaktor naczelny Jerzy Illg jest otwarty na wszelkie propozycje, także translatorskie, i z pewnością pozna się na jakości naszego przekładu.

Krótkie wyjaśnienie i dygresja: redaktor Jerzy Illg ma niezwykły dar odkrywania talentów, jednym z jego największych odkryć literackich jest poeta i pisarz Jerzy Illg, któremu redaktor Jerzy Illg wydał w Znaku dwie ostatnie książki – Wiersze z Marcówki i Mój znak. O noblistach, kabaretach, przyjaźniach, książkach, kobietach. Rozumiemy, że zbieżność imienia i nazwiska redaktora i literata jest czysto przypadkowa, co pozwala rozwiać etyczne wątpliwości oraz uniknąć niemiłego oskarżenia o grafomanię, które w wypadku self-publishingu rzucają tacy jej niestrudzeni tropiciele jak nasz ulubieniec Jacek Dehnel i jego dzielny giermek Maciej Robert a za nimi cała reszta tych, którzy wydają swoje dzieła za nasze, nie za własne pieniądze, tym samym wisząc bezwstydnie na garnuszku ubogiego społeczeństwa.

Wracając do zasadniczego wątku: dobrze by było, gdyby efekt „nowego” tłumaczenia w postaci opublikowanej przez Znak (ewentualnie przez jakieś inne, dotowane przez państwo wydawnictwo) książki szczęśliwym trafem zbiegł się w czasie z wprowadzaną do kin nową jej ekranizacją. Zawsze to łatwiej sprzedać książkę „na film” i film „na książkę”, co pomnoży nasze i wydawcy zyski. Ten geszefciarski ale skuteczny proceder nazywamy w redakcji marketingiem symbiotycznym, i to określenie jest naszym wkładem w teorię ekonomii, mamy nadzieję, że wystarczającym, by dostać Nobla. Nie ukrywamy, że inspiracją dla naszego genialnego programu walki z bezrobociem jest „nowe” tłumaczenie książki Wielki Gatsby F.S. Fitzgeralda, pod którym podpisuje się Jacek Dehnel, i równoczesne wprowadzenie do kin nowej ekranizacji książki – niestety nie w reżyserii Jacka Dehnela z Jackiem Dehnelem, Borysem Szycem, Dorotą Masłowską i Mają Bohosiewicz w rolach głównych, co zapewniłoby rodzimej kinematografii kilka Oskarów.

Nie chcielibyśmy przedstawiać jakiejś niedorzecznej teorii spiskowej o powiązaniach wydawnictwa Znak ze Światowym Kongresem Żydów, rabinem Berkiem Zuckermanem, międzynarodowym kapitałem, Internazionale Gruppo Pedale i Gay Fund for the Arts, ale stosunki łączące od lat Jerzego Illga z Pierwszym Dandysem Mazowsza nie są przecież tajemnicą. Nie sądzimy, by miały one znaczenie przy wyborze J. Dehnela na nowego „tłumacza” Wielkiego Gatsby'ego, decyzja Znaku niewątpliwie została spowodowana nagłym i tajemniczym brakiem prawdziwych tłumaczy w kraju. Co prawda można było wznowić pionierski, wierny i doskonały przekład Ariadny Demkowskiej-Bohdziewicz, ale widać prawo Kopernika – Greshama, według którego gorszy pieniądz wypiera lepszy, nabrało charakteru uniwersalnego.

Naszym zdaniem traduttore-traditore Dehnel w nawale rozlicznych i różnorodnych zajęć nie podoła zmasowanemu atakowi hollywoodzkiej produkcji zalewającej świat nowymi ekranizacjami klasyki literatury i nie „przetłumaczy” w ciągu najbliższego roku całego piśmienniczego dorobku ludzkości, ale najwyżej połowę. Druga połowa jest więc wolna i proponujemy się nią zająć w ramach naszego programu, albo poza nim. Zapewne rozlegną się głosy malkontentów, że skoro wybitni tłumacze odpadli w konkurencji z Dehnelem – podobnie zresztą jak pisarze, felietoniści, poeci, malarze, kartografowie, historycy, krawcy, entomolodzy i inni – to nikomu nie uda się przebić. Możliwe, jednak warto próbować, zamiast siedzieć i narzekać powtarzając za nieudacznikami, że „na układy nie ma rady”.


Prawdziwe życie

Małgorzata Köhler Ważne i pilne! Poeci czytają dla Romana Knapa

W Warszawie, 15 czerwca, od godz. 12:00 do 18:00 w pomieszczeniach Centralnej Biblioteki Rolniczej, ul. Krakowskie Przedmieście 66. Jest to jedyny wolny termin, a i tak przygotowywaliśmy się właśnie na połowę czerwca.

Jest wielka prośba, szczególnie do osób zamieszkałych w Warszawie: akcję trzeba byłoby jak najszybciej nagłośnić w mediach warszawskich - kto mógłby się tym zająć? Chodzi o to, żeby ściągnąć jak najliczniejszą publczność, chętną do słuchania poezji. Sam Fejsbuk i portale poetyckie nie wystarczą - kto ma pomysły na błyskawiczne rozpropagowanie akcji?

Potrzebny jest również konkretny plan wydarzenia. Dobrze byłoby, aby ci, którzy mogą przyjechać, zgłosili to teraz jak najszybciej tutaj lub w wątku wydarzenia na fejsbuku: http://www.facebook.com/events/204433389703958/ bo zapraszając publikę na imprezę należałoby podać przynajmniej kilka nazwisk.

Być może uda się w terminie wydrukować plakaty z „Jaskółką”, w edycji limitowanej - wartość „kultowa”, zostałyby wystawione na aukcję.

Kto chce podarować Romkowi dochód ze sprzedaży swoich tomików, mógłby je przywieźć ze sobą.

Kolejny problem: czy ktoś z Warszawy mógłby udostępnić swój adres, aby ci, co nie mogą przyjechać, mogli na niego w ekspresowym tempie nadesłać swoje książki (może też rękopisy dzieł wiekopomnych? :)), prace plastyczne itp.?

Teraz bardzo proszę, aby te osoby, które zadeklarowały przyjazd, no i wszyscy chętni do pomocy autorzy z Warszawy, włączyli się teraz aktywnie w planowanie przebiegu spotkania.

Sala została nam udostępniona nieodpłatnie dzięki europosłowi Czesławowi Siekierskiemu. Pan poseł funduje również kawę i mały poczęstunek uczestnikom zlotu. Bardzo dziękujemy!

Małgorzata Köhler


Zapraszamy

na spotkania autorskie z Józefem Baranem i promocje III tomu dzienników poety Spadając, patrzeć w gwiazdy

13 czerwca o godzinie 17.00 do Miejskiego Domu Kultury w Czechowicach Dziedzicach;

23 czerwca o godzinie 11 do Sali Lustrzanej Miejskiej Biblioteki Publicznej im. J. Słowackiego w Tarnowie – „Salon Poezji”.