W obliczu sporów Francji z Turcją o zagładę Ormian warto przypomnieć, że autorem pojęcia „ludobójstwo” był polski obywatel, siedmiokrotnie zgłaszany do Nagrody Nobla
W minionym stuleciu było niewielu polskich naukowców, którzy zrobili światową karierę. Jednym z nich był Rafał Lemkin. Urodził się w 1900 r. w małej wsi Bezwodne koło miasta Wołkowysk w ówczesnym zaborze rosyjskim. Pochodził z niezamożnej żydowskiej rodziny. Jednak jego matka, osoba nadzwyczaj uzdolniona i wykształcona, zaszczepiła w nim umiłowanie do nauki. Po niej odziedziczył zdolności językowe, władał aż dziesięcioma językami. Pierwszych czterech nauczył się od swoich szkolnych kolegów, gdyż wychował się w środowisku wielonarodowościowym. Po ukończeniu gimnazjum w Białymstoku studiował na Uniwersytecie Jana Kazimierza we Lwowie, gdzie obronił pracę doktorską z prawa karnego. Pracował w polskiej administracji – najpierw jako prokurator w Brzeżanach na Tarnopolszczyźnie, a następnie w Warszawie. Został także członkiem Komisji Kodyfikacyjnej Prawa Rzeczypospolitej Polskiej oraz uczestnikiem wielu międzynarodowych kongresów naukowych. Już wtedy był osobą znaną w wielu środowiskach akademickich.
Jeszcze w Brzeżanach, mając kontakt z tamtejszym proboszczem parafii ormiańsko-katolickiej, zainteresował się problemem zagłady Ormian dokonanej w latach 1915 - 1917 r. przez rząd turecki. Nawiasem mówiąc, jednymi ze świadków tych wydarzeń byli księża ormiańscy pochodzący z Azji Mniejszej i Bliskiego Wschodu, którzy w okresie międzywojennym, dzięki staraniom abp. Józefa Teodorowicza, pracowali w archidiecezji lwowskiej. W 1933 r. Rafał Lemkin wspomnianą zagładę określił mianem „zbrodni barbarzyństwa”. Pojęcie to zastosował także do zagłady chrześcijańskich Asyryjczyków, którzy byli mordowani także przez rząd turecki i iracki. W tym ostatnim wypadku chodziło o zbrodnie dokonane w mieście Simale i w wielu okolicznych wsiach. Lemkin zajmował się także pogromami Żydów, które w latach 30. miały miejsce również w hitlerowskiej Trzeciej Rzeszy. Jego ostre sformułowanie w tej kwestii było powodem interwencji ówczesnego polskiego ministra spraw zagranicznych Józefa Becka, który nie chcąc zaognienia stosunków z Niemcami, wymusił na nim ustąpienie z urzędu prokuratora.
W czasie II wojny światowej Lemkin, choć ranny w czasie oblężenia Warszawy, przedostał się do USA. Jego rodzina jednak została wymordowana, co jeszcze bardziej uwrażliwiło go na problemy ludobójstwa. W nowej ojczyźnie kontynuował pracę naukową na kilku uniwersytetach. W 1944 r. wydał słynną publikację pt. „Axis Rule in Occupied Europe” („Rządy Osi w okupowanej Europie”). W niej po raz pierwszy użył terminu genocide, ułożonego od greckiego słowa genos (naród) i łacińskiego cidiu (zabijanie). Ten termin wszedł do wielu najważniejszych języków, z tym że w polskim przetłumaczony został jako „ludobójstwo”. W trakcie Procesu Norymberskiego Lemkin był doradcą jednego z oskarżycieli amerykańskich. Przez następne lata zajmował się nadal problemem ludobójstwa. Był inicjatorem i jednym z autorów „Konwencji w sprawie zapobiegania i karania zbrodni ludobójstwa”, przyjętej w 9 grudnia 1948 r. przez Organizację Narodów Zjednoczonych.
Za swoje zasługi Rafał Lemkin był aż siedmiokrotnie zgłaszany do pokojowej Nagrody Nobla. Niestety, nigdy jej nie uzyskał. Zmarł w 1959 r. w Nowym Jorku. Do dziś w Polsce praktycznie jest on nieznany. Jedyną pamiątką po nim jest tablica wmurowana na budynku przy ul. Kredytowej 6 w Warszawie, gdzie przez wiele lat miał swoje biuro adwokackie. Jego postać starało się przypomnieć polskiej opinii publicznej kilku naukowców i publicystów, w tym śp. rzecznik praw obywatelskich Janusz Kochanowski oraz profesorowie Józef Szaniawski i Ryszard Szawłowski. Żaden z dotychczasowych prezydentów III RP nie zdobył się na to, aby odznaczyć pośmiertnie Rafała Lemkina Orderem Orła Białego. A szkoda, bo zmarły naukowiec naprawdę na to zasługiwał.
Jeżeli chodzi o sprawy polskie, to klasycznym przykładem ludobójstwa były zbrodnie, które w czasie Powstania Warszawskiego na cywilnej ludności dokonały wojska niemieckie i wspierające je formacje kolaboranckie, składające się m.in. z Rosjan, Ukraińców i Azerów. Innym przykładem są zbrodnie dokonane w jeszcze bardziej okrutny sposób przez nacjonalistów ukraińskich z UPA i SS Galizien. W powyższych przypadkach Polaków zabijano tylko dlatego, że byli Polakami. Za ludobójstwo strona polska stara się również uznać Zbrodnię Katyńską, jak i wszystkie inne mordy dokonane przez rząd sowiecki.
Z tego powodu należy z uwagą śledzić kroki Francji czynione w sprawie ludobójstwa Ormian w Turcji. Pod koniec ubiegłego roku parlament francuski uchwalił prawo przewidujące rok więzienia i 45 tys. euro grzywny za negowanie ludobójstwa. Choć w powyższej uchwale nie wymieniono wprost zagłady Ormian, to momentalnie, w myśl zasady „na złodzieju czapka gore”, decyzja ta spotkała się z histerycznymi reakcjami rządu tureckiego. Histeria ta jest mało zrozumiała. Turcja w swoim regionie uważa się bowiem za mocarstwo. Jest też ważnym sojusznikiem USA, spełniającym rolę „niezatapialnego lotniskowca”. Czyżby kilka słów prawdy mogło owo mocarstwo rozsypać w proch? Inna sprawa, że kłamstwo w sprawie wymordowania chrześcijan jest dla współczesnej Turcji mitem założycielskim. Rodzi się więc pytanie, czy UE potrzebuje takiego nowego członka, z którym mogą być tylko same kłopoty? Moim zdaniem – absolutnie nie.