Na pierwszy rzut oka Piotr Ptak robił wrażenie miłego, pewnego siebie człowieka. Miał w sobie to słynne „coś”, co sprawia, że płoche kobiety tracą grunt pod nogami, a ich niespokojni partnerzy silą się na obojętność. Jego masywna postać była niezwykle foremna, twarz wyrazista i mądra, a w lekkim sposobie bycia nie można się było dopatrzeć żadnych rażących uchybień. Czasami zdarzało się wprawdzie, że bez wyraźnego powodu stroił przedziwne miny i wodził wzrokiem po niebie, jak gdyby tam szukał pomocy, ale ta dziwna maniera dodawała mu tylko uroku. Ci, którzy znali go bliżej, byli nim zachwyceni. Mówili, że zamieszkuje jakieś cudowne domostwa, że ma piękną żonę i kilka jeszcze piękniejszych kochanek, że w każdy sobotni wieczór jego salon gościnny wypełnia grono serdecznych i znakomitych przyjaciół. Wszechstronną działalność Ptaka otaczał nimb tajemnicy, a mnogość jego uzdolnień była wręcz niesłychana. Podobno miał spore udziały w handlu żywym towarem, ikonami, kawiorem, a nawet mumiami i naftą. Organizował koncerty, wyścigi koni i bale, był doskonałym aktorem, żeglarzem, himalaistą – słowem – Ptakiem nad ptaki. Nikomu nie przyszło do głowy, że ten wyjątkowy człowiek może być halucynacją.
Nikomu z wyjątkiem samego Ptaka. Od dziecka odnosił wrażenie, że jego ciało i umysł przeżarte są trupią próżnią, a w otaczającym go świecie i w ludziach, z którymi obcował, również odkrywał próżnię – tyle, że otoczoną pancerzem kąśliwych urojeń. Z biegiem lat i doświadczeń stawało się dlań oczywiste, że tym, co zespala próżnię z pancerzem kąśliwych urojeń, nie jest bynajmniej on sam, Bóg, Szatan, historia, czy kosmos, lecz przerażenie nicością – obłędny horror vacui.
Kto cierpiał na horror vacui? Wszyscy i nikt jednocześnie. Czym on właściwie był? Wszystkim i niczym zarazem. To wstrząsające odkrycie wpędziło Ptaka w sceptycyzm, solipsyzm i mitomanię. Czuł się na przemian: zwierzęciem, geniuszem, świętym lub trupem, lecz – bóg raczy wiedzieć dlaczego – nie czuł się zwykłym człowiekiem.
Nie byłoby w tym nic dziwnego (wszak długa historia ludzkości zna bardzo wiele podobnych i jeszcze gorszych dewiacji), gdyby nie fakt, że Piotr Ptak cieszył się szczerym uznaniem otaczających go ludzi. Mitoman wydawał się ludzki w rażąco nieludzkim świecie, a niekłamana nieprawda robiła lepsze wrażenie niż zakłamane półprawdy.
Ptak łamał niewinne serca, zniewalał miękkie umysły, szokował, bawił i wzruszał, bo w głębi jego istoty tętnił horror vacui. Świadomość tego absurdu wcale go nie uskrzydlała – przeciwnie – odnosił wrażenie, że nie rozpościera skrzydeł, które są wciąż rozpostarte jakby bez jego udziału. W końcu doszedł do wniosku, że wcale nie jest zwierzęciem, geniuszem, świętym, czy trupem, lecz pospolitym omamem.
I właśnie wtedy fortuna przestała mu dopisywać. Handel żywym towarem, kawiorem, mumiami i naftą przestał przynosić dochód, żona i piękne kochanki przepadły nagle bez wieści, a w zapuszczone domostwo z impetem wdarła się próżnia. Przez szereg długich miesięcy Ptak siedział w pustym salonie strojąc przedziwne miny i wodząc wzrokiem po ścianach. Potem sprzedał domostwo, rozszarpał na strzępy dwie mumie, do których czuł obrzydzenie, bo nie znalazły nabywcy i udał się w Himalaje. Nigdy już nie powrócił. Podobno jakiś czas temu wybitny himalaista, który pamięta Ptaka z czasów jego świetności, podczas wchodzenia na górę zwaną „Górą bez Boga” natknął się na istotę niezwykle podobną do Yeti. Ponieważ spojrzenia i ruchy tej unikalnej istoty wydały mu się znajome, zaczął ją obserwować. Kiedy zauważył, że Yeti wlecze za sobą ikonę, która wisiała przez lata w salonie gościnnym Ptaka, od razu przestał się wspinać na mroczną „Górę bez Boga”. Widocznie jest realistą i nienawidzi omamów.