Ile śniegu dopadało w ciągu nocy, mógł stwierdzić nie wychodząc z domu. To że było widać tylko wierzchołek dziesięcioletniego świerczka, wskazywało jednoznacznie, że w ciągu ostatnich ośmiu godzin natura nie próżnowała.
W oddali ujrzał pług śnieżny wolno przesuwający się drogą biegnącą przez pagórkowaty teren. To wzniesienia, często porośnięte niewielkimi zagajnikami, sprawiały, że raz po raz tracił pojazd z oczu.
Rozpalił w piecu kuchennym. Ale nim zamknął drzwiczki do niego, poobserwował przez dłuższą chwilę płomienie. Potem przeszedł do pokoju sąsiadującego z kuchnią. Przechowywał w nim bogaty księgozbiór. Szukając kilku pozycji, przypomniał sobie fragment wiersza, jaki napisał kilkanaście lat temu:
Zapowiada się ciężka zima –
Szopa pełna drewna a na biurku
Stos książek
Trzymając pod pachą parę tomów, wszedł po schodach na poddasze. Miał tam niewielką pracownię. Uśmiechnął się mimowolnie, gdy spojrzał na stertę książek leżących na biurku. Usiadł przy nim i zaczął przyglądać się widokowi, jaki roztaczał się z okna. Teraz była to biała przestrzeń ograniczona rzędem brzóz i olch. Rosły tak gęsto, że mimo, iż były bezlistne, skrywały przed jego wzrokiem taflę jeziora zamarzniętego od kilku tygodni.
Nie przestając spoglądać przez okno, otworzył górną szufladę, po lewej stronie biurka. Wyjął z niej gruby notatnik. Prowadził w nim swoje codzienne zapiski. Otworzył go i, po chwili zastanowienia, zaczął pisać:
10 stycznia (wtorek)
W mojej Księdze cytatów odnalazłem, po dłuższych poszukiwaniach, bardzo mnie interesujące 2 wyimki. Pierwszy z nich pochodzi z listu Jerzego Stempowskiego do Józefa Czapskiego (czerwiec 1953 r.):
„Krytyka negatywna, demolująca jest najniewdzięczniejszym zadaniem pod słońcem. O złych książkach w ogóle nie należy pisać. (...) na ogół (...) jest to robota prostacka i dla prostaczków, którzy sami nie potrafią rozpoznać klasy danego utworu”.
Drugi cytat wynotowałem z tekstu Pawła Czapczyka*. Dotyczy on poglądów Williama Hazlitta:
„W eseju Myśli o smaku radość z wynajdywania usterek ganił on jako pospolite zwyrodnienie smaku, natomiast entuzjazm i podziw, jeśli poparte wiedzą i rozumem, chwalił bardziej niż cokolwiek innego”.
Powyższe wypowiedzi spowodowały, że zaprzestałem pisania (a prawie już skończyłem), zresztą bardzo krytycznego, obszernego omówienia zbioru esejów autorstwa B. S. Moje marzenia. A zacząłem je pisać, przede wszystkim, pod wpływem wzburzenia jakie stopniowo wzrastało we mnie, w miarę lektury owej pozycji. Przestało ono jednak narastać, ponieważ przerwałem, mniej więcej, w połowie czytanie wspomnianej książki. Nie byłem już w stanie brnąć dalej. Zresztą w trzecim zdaniu omówienia poinformowałem o tym fakcie czytelników. Byli to jednak, jak wkrótce się okazało, czytelnicy hipotetyczni. Wczoraj wieczorem, gdy emocje towarzyszące pisaniu znacznie opadły, zacząłem coraz poważniej zastanawiać się nad powiadomieniem redaktora „Poglądów”, że swoich rozważań (nota bene przez niego zamówionych) mu nie prześlę. Moje wahania wynikały, po pierwsze, z owej zdecydowanie krytycznej opinii na temat Moich marzeń (w byciu krytykiem, przede wszystkim literackim, zawsze było dla mnie Coś niestosownego), a po drugie, z tego, iż po jej opublikowaniu, na moje konto wpłynęłoby honorarium. Nie miało ono być oszałamiające, ale by mi się bardzo przydało. Te dwa odnalezione cytaty (ich treść pamiętałem bardzo pobieżnie) pokonały moje opory w podarciu recenzji.
Dookoła zrobiło się jeszcze bielej. A zapowiadają dalsze opady. Dobrze, że w szopie mam duży zapas drewna.
*Paweł Czapczyk, Zygmunt Kubiak – krytyk nieco staroświecki, „Twórczość” 2009 nr 4, s 8