Nie wiem jak zacząć ten artykuł, nie wiem, bo każde zdanie będzie brzmiało – czego się obawiam, a co jest nieuniknione – nieprawdziwie; czy syn ma prawo pisać o ojcu, przypominać jego sylwetkę i twórcze dokonania? Przecież pachnie to z daleka rodzinnymi pretensjami pod adresem dzisiejszych dyktatorów literackich mód, których oglądam czasami w TVP Kultura i którzy sprawiają wrażenie, że literatura polska – oprócz Miłosza a i w to wątpię – jest dla nich ziemią nieznaną. Wystukawszy poprzednie zdanie na ekranie komputera wiem, że powinienem je wykreślić, ale nie wykreślę, bo chcę napisać nie o moich pretensjach, ale o prawdziwym skandalu związanym z funkcjonowaniem naszego Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego. Jak sama nazwa wskazuje ministerstwo to powinno upowszechniać wiedzę na temat naszej tradycji literackiej, teatralnej, muzycznej to znaczy powinno przypominać – w odpowiednim czasie – o istnieniu w naszej historii kultury twórców już zapomnianych, tak jak mój ojciec. Gdy np. mija 100 lat od śmierci czy urodzin danego pisarza czy kompozytora, to – po to zatrudnia się urzędników, po to płaci się ciężkie pieniądze za ekspertyzy – z inicjatywy ministerstwa ta data powinna być w jakiś sposób upamiętniona, nie jakąś akademią ku czci czy czymś podobnym, ale przynajmniej artykułem opublikowanym na portalu internetowym MKiDN. W 2009 roku minęła setna rocznica urodzin Stanisława Piętaka (1909 – 1964) – i ministerstwo nie zauważyło tej daty, czyli wykreśliło poetę z Dziedzictwa Narodowego. Już słyszę głosy protestu, że urzędnicy nie są od ratowania pamięci o zapomnianych twórcach, i że jeśli są zapomniani to znaczy, że byli kiepskimi pisarzami, poetami i to sami czytelnicy wykreślili ich z polskiej kultury. Otóż zgodziłbym się z taką diagnozą (ale też nie do końca), gdyby analogiczna sytuacja wydarzyła się przed upowszechnieniem się cywilizacji Internetu, czyli wtedy gdy książki były jeszcze kupowane i czytane, kiedy istniało zjawisko zwane kulturą literacką. Sieć likwiduje tradycję, sieć wykreśla całe połacie tradycji pisarskiej (o nią tu głownie chodzi), to dlatego wszyscy teoretycy mediów elektronicznych podkreślają ogromną rolę takich instytucji jak: szkoła, muzea, instytucje państwowe (ministerstwa, instytuty itd.) w zachowaniu naszej narodowej i ludzkiej tożsamości. Jakie są przyczyny tego symbolicznego uśmiercenia czołowego twórcy awangardy poetyckiej przed II wojną światową przez naszą biurokrację - bo niezależnie od moich rodzinnych pretensji, Stanisław Piętak zawsze był za takowego uważany? Otóż sądzę, że przyczyną podstawową jest chęć odcięcia się od swoich chłopskich korzeni większości mieszkańców polskich miast, którzy wstydzą się swego społecznego rodowodu i robią wszystko co możliwe, by zapomnieć o swoim wiejskim pochodzeniu. Mój ojciec był uznany przez krytykę za twórcę chłopskiego nurtu w literaturze polskiej, jego nazwisko biografia, a także po części twórczość symbolizuje to wszystko, co dzisiejsi konsumenci dóbr kultury najchętniej wrzuciliby do kosza na śmieci (co zresztą robią). Stanisław Piętak pisał o wsi. Tęsknił za wsią i w swej pozornie antyintelektualnej żywiołowej poezji był przeciwieństwem prawie wszystkich wybitnych twórców 20-lecia międzywojennego. Nie uprawiał poezji ironicznej czy społecznej, wręcz przeciwnie, opisywał uczucia elementarne: głód , choroby, ciężką pracę wiejskich dzieci. Ta poezja nie nobilituje warstwy chłopskiej, raczej przypomina brutalnie ich – czasami wręcz zwierzęce życie, ich śmierdzące gnojem rodowody, o których – jak już napisałem – chcieliby jak najszybciej zapomnieć. Ta chęć zapomnienia o własnej historii o własnym pochodzeniu, jest jednym z najważniejszych faktów dzisiejszej sytuacji kulturowej w Polsce charakteryzującej się skrajną sztucznością i wtórnością. Zapominając o naszym podstawowym kulturowym podłożu, którego objawem była m.in. poezja, S. Piętaka, synowie, córki i wnuki małorolnych chłopów zafałszowują nie tylko swoje biografie, ale także historie naszego kraju. W dzisiejszej Polsce wszyscy kogoś udają: byli arystokraci - wczorajszych intelektualistów; robotnicy - polityków; mafiosi – dobroczyńców kultury, chłopi –ziemiaństwo. Fałsz, który płynie strumieniami z ekranów telewizorów, z przeróżnych telenowel, jest tak dojmujący, tak rzucający się w oczy, że normalny człowiek czerwieni się ze wstydu, za rodaków, którzy to oglądają i w dodatku sądzą, że te obrazy odzwierciedlają – po części – rzeczywistość. Ktoś kto nienawidzi swojego pochodzenia, nie może cenić kogoś, kogo twórczość jest wyrazem wierności wobec swoich korzeni i swojej biografii. Taka jest – wg. mnie - główna przyczyna wydania wyroku śmierci na poezję mojego ojca przez urzędników MKiDN. Istnieje jednak także przyczyna kulturowo-literacka. S. Piętak i Cz. Miłosz są przedstawicielami tego samego pokolenia literackiego, ba większość krytyków i historyków literatury uważa, że obaj poeci wraz z Czechowiczem i Świrszczyńską są czołowymi twórcami tzw. drugiej awangardy. Jak wszyscy wiemy, Cz. Miłosz oprócz tego, ze był świetnym poetą i eseistą, to był także historykiem literatury polskiej, krytykiem poetyckim rozdającym laury na lewo i prawo; stworzył on pewien kanon lektury poezji polskiej szczególnie XX-wiecznej a już w szczególności awangardowej, który do dzisiaj króluje, więcej, który stał się obowiązkowym wzorcem dla wszystkich krytyków. Otóż Miłosz nie wymienia w swoich esejach i książkach ani razu nazwiska S. Piętaka, tak jakby ten poeta nie istniał, tak jakby jego wiersze były nic nie warte. Więcej - nasz laureat Nagrody Nobla omawia, i to z przejęciem, wiersze poetów uznawanych przez krytykę za poetyckich uczniów właśnie S. Piętaka i Czechowicza – myślę o H. Domińskim, a o tym pierwszym ani słowa ani wzmianki. Czyż możemy dziwić się urzędnikom MKiDN? Polską Poezją XX wieczną rządzi Miłosz – można nawet nazwać to dyktaturą – on ustawia twórców w peletonie, on wywyższa jednych i skazuje na zapomnienie innych, np. mojego ojca. Czy słusznie? Ze swego punktu widzenia - tak, ponieważ debiutancki tomik S. Piętaka pt. „Alfabet oczu” (wydanie – 1934 r.), jest całkowitym zaprzeczeniem tego wszystkiego, co w poezji ceni przyszły noblista. Wiersze z „Alfabetu oczu” szokują wybujałą metaforycznością, zerwaniem z wszystkimi obowiązującymi kanonami poezji, więcej - są apoteozą bezkształtu, mają ambicję odzwierciedlenia strumienia nieuformowanych wrażeń przewijających się przed oczyma chorego wiejskiego chłopca. To jest wulkan; być może w tym tomiku zawarte jest mityczne bogactwo kultury chłopskiej, których nie dało się odkryć i przekazać kulturze narodowej z przyczyn o których wcześniej pisałem. „Alfabet oczu” jest poetyckim manifestem warstwy chłopskiej, jest manifestem drażniącym, te wiersze szokują i denerwują. Wyrok krytyków, przede wszystkim tych, którzy wielbią Cz. Miłosza i których on sam podziwia i stawia im w książkach pomniki, jest jednoznaczny: to nie jest poezja, ten potok nieuformowanych wrażeń, ta szczerość, wręcz obnażanie się są niegodne prawdziwego twórcy! Bolesław Miciński, wybitny młody filozof, przyjaciel Miłosza, pisze wręcz, że S. Piętak powinien spalić cały nakład „Alfabetu oczu” i przestać pisać. Ostro. S. Napierski łagodniej, ale w gruncie rzeczy wyrok jest taki sam: to nie poezja, to nie wiersze, może jakaś zapowiedź. Stara zakorzeniona w kulturze inteligencja uśmierca tę poezję, a poetę symbolicznie rozstrzeliwuje. Czy ich oceny są miarodajne? Jeżeli tak, to dlaczego jednocześnie wielu krytyków stwierdza, że mamy do czynienia z „nieprawdopodobnym talentem”? Rozpatrzmy sprawę na chłodno. Poezją jest to, co czytelnik po przeczytaniu wiersza zapamiętuje. Poetą jest ten, kto uruchamia naszą pamięć i naszą wyobraźnię. Gdy otwieramy „Alfabet oczu” i czytamy pierwsze z brzegu wersy:
Pytacie - kto jestem
na imię nie wiem jak mi jest
lub
nie z tego świata jest żałość roztęsknionych psów
lub
Witaj mi wpływająca w mój wiersz wonią wiatru i ziół
nizinna nieśmiertelna ziemio
to widzimy, że oceny naszych intelektualistów są funta kłaków warte, że w tych wersach odkrywamy prawdziwą poezję nawiązującą jednocześnie do Whitmana i Mickiewicza. Poezję dziką i zarazem zakorzenioną w literackiej tradycji. Dlaczego mielibyśmy te wiersze palić i unicestwiać? Dlaczego mielibyśmy skazywać na zapomnienie twórcę, który los człowieka XX wieku opisze pascalowską metaforą: człowiek czyli – „gałązka trzęsących się na wietrze snów”. Piękne i prawdziwe - a czyż jednoczesne odkrycie piękna i prawdy nie jest kolejną manifestacją zakorzenienia w europejskiej sztuce i kulturze? Idźmy jednak dalej – „Alfabet oczu” jest opisem życia losów gromady wiejskiej – przy użyciu różnych środków poetyckich – w czasach I wojny światowej, odzyskania przez Polskę niepodległości, wojny bolszewickiej, czasach moru, głodu i zarazy. Jak w jego wierszach odzwierciedla się ta okrutna rzeczywistość, w jakim stopniu poezja ta spełnia główne kryterium sztuki – stosowane np. przez Cz. Miłosza – prawdy o czasach, które opisuje? Poniżej zacytuje dwa fragmenty krótkich poematów. Pierwszy to „Dzień z igieł”, drugi jest zatytułowany po prostu „Głód”
Trzy godziny patrzyłem w ziemie koło studni.
Rozsypało się, nasypało zachwytu, liliowych chmur
i trzmieli,
że zadudnił w jelitach bunt glist.
Czarne ulice, szatani, czarne psy –
Od czekania – w uszach – słona krew
Matko i dzisiaj nie przyszedł do nas list!
Gdy pęka sufit,
Czerwonymi pąkami serc drzewo grzmi
Kamienice, tunele gwiazd, rudawe konie –
Zasłaniasz oczy – starzec nogami tratuje ogień.
Znów konie zębami za włosy unoszą dziewczyny.
Wołasz – leci w najwyższej ciemni czarny ptak,
Nadzy młodzieńcy z krzykiem tańczą
zanurzeni po kolana we krwi.
Pierwszy wiersz to w gruncie rzeczy poetycki reportaż, drugi to zapis głodowych majaków chłopskiego dziecka umierającego na przyzbie z głodu. Są to wiersze wstrząsające i prawdziwe, są to wiersze odzwierciedlające realne życie wsi polskiej w czasach I wojny światowej. Tak dotykalnych wizji głodu w polskiej poezji XX wieku nie ma. Te wiersze – jeszcze dzisiaj – porażają prawdą przeżycia i brutalnym pięknem opisu. Są na tle poezji XX- lecia międzywojennego czymś wyjątkowym i samoistnym. Dlaczego Miłosz i jego przyjaciele nie chcieli tego dostrzec? Dlaczego nasz noblista zachwycał się komunistycznymi reportażami z życia biedoty wiejskiej, przeładowanymi wulgarną sowiecką ideologią drukowanymi w „Miesięczniku Literackim”, a nie dostrzegał szczytów poezji polskiej swego pokolenia, które osiągał jego kolega w opisach głodu? Dlatego, że „Dzień z igieł”, „Głód” i inne wiersze z „Alfabetu oczu” są pamiętnikiem dziecka polskiej wsi, który ani razu nie odwołuje się do ideologicznych „niuansów” socjalistycznej filozofii. Głód jest głodem a nie rezultatem kapitalistycznej gospodarki czy konfliktów między imperialistycznymi potęgami. Głód upodabnia ludzi do ich wiejskich współbraci, krów przeżuwających trawy i kwiaty, koni szczypiących koniczynę. Ta zwierzęco-ludzka solidarność w głodzie jest w przejmujący sposób opisana przez poetę. „Alfabet oczu” jest skrajnie naturalistycznym, wręcz biologicznym opisem życia chłopów, jest pijaną od głodu piosenką śpiewaną przez chore dziecko przerażone wojną i cywilizacją. W tym poetyckim tomiku wszystko jest zadziwiające, oto dziecko polskiej wsi używając najbardziej wyrafinowanych awangardowych metod poetyckich ośmiela się zanegować ideał sztuki polegającej na szlifowaniu formy, na przerabianiu bezkształtu w kształt. To nie harmonia i forma jest poezją – zdaje się mówić poeta – lecz pierwotne uczucie zachwytu i przerażenia nieobleczone jeszcze w poetyckie konwenanse jest autentyczną sztuką. Tego było za wiele. To była bezczelność, to była szaleńcza odwaga kulturowa, którą należało uśmiercić, zniszczyć i ci, którzy wyrok wykonali – Miciński, Miłosz, Napierski – wygrali. Poeta, bard ruchu, biegu dzikości, głodu i nędzy, przestraszył się swojej odwagi; następne tomiki po „Alfabecie oczu” są jego bladym cieniem. Poeta popełnia poetyckie samobójstwo, dokonuje symbolicznej kulturowej autodestrukcji by zostać zaaprobowanym przez szlachecko-inteligencką sztukę. A ponieważ miał talent to te blade grzeczne wierszyki z „Obłoków wiosennych” (wydanie – 1938 r.) przyjęte zostają chórem zachwytu. Karzemy cię za twoja oryginalność, nagradzamy za umiejętność imitacji. Historia „Alfabetu oczu” jest paradygmatem relacji społecznych między warstwą chłopska i warstwą szlachecko-inteligencką, która w Polsce sprawuje rząd dusz od stuleci. Władca – Bolesław Miciński – pisze, że tomik należy zniszczyć – i jego kulturowy poddany, bez słowa sprzeciwu rozkaz wykonuje. S. Piętak zniszczył bowiem w 1935 r. resztki nakładu tomiku, ba według relacji jego przyjaciół, do końca życia, szukał po bibliotekach i u znajomych tego tomiku, pożyczał go pod byle pretekstem a następnie wyrzucał go do śmietnika. Wiersze z „Alfabetu oczu” były wznawiane, ale poprawione - a poprawki były przez poetę wykonane zgodnie z zaleceniami B. Micińskiego. Oto wzór kulturowego niewolnika, który na rozkaz pana unicestwia w sobie to, co ma najcenniejsze. Podobno w Rzymie piękne niewolnice, by przypodobać się swojej pani oszpecały sobie twarze i piersi. „Alfabet oczu” drażni krytyków (i czytelników) spiętrzeniem metafor, których użycie nie ma żadnego poetyckiego uzasadnienia – tego typu opinia upowszechniła się po opublikowaniu tomiku w 1934 r. Czy słusznie? Zacytujmy jedną z nich:
Wiatr drzwiami jak sadzą jeżył ciszę kwiatom
uchylający horyzont,
a gdy samotniej zakwilił drutami elektryczny prąd,
jedwabna gałąź snu sfrunęła ku uszom jak błękitne
tchnienie.
Rzeczywiście szokujące. Zadajmy jednak pytanie, co jaką prawdę próbował tym zgęszczeniem skojarzeń i przerzutni poetyckich wyrazić poeta. Najwnikliwszy krytyk poezji autora „Alfabetu oczu” Wiesław Paweł Szymański analizując motywy najczęściej występujące w wierszach, takie jak „mózg”, „oczy” czy „krew” czy „sen” dochodzi do wniosku, że ukazują one rozbitą – jak stłuczone lustro – psychikę człowieka, którego zmysły funkcjonują niezależnie od siebie. Jest znamienne, że mimo iż motyw „mózgu”, jak i motyw „oczu” występują wielokrotnie w tych samych utworach, to prawie nigdy nie znajdują połączenia we wspólnym obrazie poetyckim. „Oczy” i „mózg” są niezależne od siebie. Krytyk pyta: czyżby człowiek współczesny poddany presji przemysłowej cywilizacji był tylko zlepkiem niezależnych od siebie organów, chorych, bo atakowanych przez bodźce, nie wytrzymujących presji doznań rzeczywistości zewnętrznej? Czy człowiek nie staje się powoli konstrukcją nie powiązanych wzajemnie atomów? Poeta opisuje anihilacje psychiki współczesnego obywatela cywilizacji przemysłowej – psychiki niezdolnej powiedzieć o sobie „ja”, bo indywidualne istnienie roztapia się w masie zdezintegrowanych wrażeń. „Alfabet oczu” rejestruje tą nową sytuacje człowieka. Na koniec kilka słów wyjaśnienia: nie mam rzecz jasna pretensji do urzędników MKiDN, jednak uważam, że poezja XX-lecia międzywojennego byłaby uboższa bez wierszy zawartych w „Alfabecie oczu”; być może warto by w przyszłym roku – 50-lecia śmierci poety - wznowić w niewielkim nakładzie ten zadziwiający tomik poetycki, który wzbudził tyle kontrowersji.