„Rozpowszechnioną formą niedouczenia jest wyświechtany cytat. Są tacy, którzy nie czytali Blagi, ale wiedzą, że ‘wieczność narodziła się na wsi’, nie czytali Kanta, ale znają słynne ‘niebo gwiaździste nade mną, a prawo moralne we mnie’ itd.”.
Dobrze by też było, aby przez nazbyt częste używanie, wyimki z dzieł cudzych nie zostały pozbawione ekspresji. Jeśli jednak chodzi o nadużywanie szczególnie trafnych, niekiedy nie sposób oprzeć się pokusie, aby ich użyć. Nie bez przyczyny stały się one przecież wyświechtane.
Na temat stosowania cytatów znalazłem nst. wypowiedzi (nie wiem czy ich autorzy podzielaliby pogląd A. Pleşu):
„Niektóre cytaty są dla mnie jak złote gwoździe, które mnie trzymają w życiu naprawdę”.
„Czasem cytujemy innych, aby uwolnić się od siebie, w nadziei, że ktoś wesprze nas na niepewnej drodze, że czyjś głos zaufany i bliski, doda nam otuchy” [z
Innej Wenecji].
Także poniższa uwaga Josifa Brodskiego, po części dotycząca używania cytatów, jest uzasadnieniem ich stosowania:
„Jednym z celów dzieła sztuki jest tworzenie dłużników; paradoks polega na tym, że im głębiej artysta tkwi w długach, tym jest bogatszy” [z W cieniu Dantego].
II.
Usiadłem na pniu ściętego białodrzewu. Dookoła roztaczała się zieloność traw gęsto upstrzonych kwiatami.
Otworzyłem puszkę mocno schłodzonego piwa. Pierwszy łyk był szczególną przyjemnością, gdyż dzień był upalny.
Dookoła, ale i w bezpośrednim sąsiedztwie mnie, rozbrzmiewał nieustający owadzi koncert. Widziałem niektórych jego uczestników. I to, najprawdopodobniej, ich widok, a nie owe brzęczenia, bzyczenia, sprawił, że w moich myślach zaczęły powstawać, i to stosunkowo szybko, kolejne wersy następującego wiersza:
Panie Boże
Stworzyłeś człowieka który może
(Teoretycznie) przeżyć 120 lat
Powołałeś do życia psa mogącego dożyć
Nawet 20 lat
To jeszcze rozumiem
Ale stworzyłeś też jętkę która żyje
Na Boga
Tylko kilka godzin
I tego
Nie pojmuję
Po powrocie do domu powstała inna wersja tego wiersza, a dokładniej – inna wersja jego końcowego fragmentu:
Panie Boże
Stworzyłeś człowieka który może
(Teoretycznie) przeżyć 120 lat
Powołałeś do życia psa mogącego dożyć
Nawet 20 lat
To jeszcze rozumiem
Ale stworzyłeś też jętkę która żyje
Tylko kilka godzin
Na Boga
Po co?
III.
„Przyznam się (...), iż nabieram coraz większej awersji do tych wszystkich grajków, co krążą jak komety w pogonii za dolarami. Jeżeli oni mienią się artystami, to ja chętnie zrzekam się tego tytułu – ale jeśli ja mam być artystą, to niech nędzny przebieracz palcami nie waży się stosować do siebie tego określenia”.
„Dla pianisty inteligencja jest czymś raczej szkodliwym niż pożytecznym, bo pianista to raczej rzemieślnik niż poeta: musi spędzać wiele godzin dziennie przed tą ogromną biało-czarną sztuczną szczęką, żeby grać skale, ćwiczyć palce, opracowywać sobie i zapamiętywać kawałki programu... Uznałem, że byłoby niedorzecznością wyrzekać się wdzięków Inteligencji, aby móc zagrać względnie czysto menuet Scarlattiego czy canzonę Bacha...”.
Obie powyższe opinie na temat muzyków są negatywne. Choć dotyczą nieco innych aspektów związanych z tą profesją. Pierwsza odbiera bowiem muzykom prawa do miana artystów, stawiając ich jednoznacznie w roli odtwórców/interpretatorów. Druga zaś zwraca uwagę na przeszkodę, jaką w wykonywaniu tego fachu, może być... inteligencja.
Pierwsza z tych opinii jest wyimkiem z listu, pochodzącego z maja/czerwca 1953 r., Witolda Gombrowicza do Jerzego Giedroycia. Natomiast druga – ze szkicu Alberto Savinio Nuova enciclopedia. Z tym, że we wspomnianym liście polski pisarz dał wyraz swej irytacji spowodowanej własnymi kłopotami finansowymi skonfrotowanymi z sukcesami, także finansowymi, znanego pianisty (Polaka). W opinii włoskiego autora jest o wiele mniej emocji, jest ona bardziej wyważona. Opiera się wprawdzie na jego osobistych przeżyciach, ale została zapisana po upływie wielu lat.
IV.
Myślę, że bardzo niewielu osobom mówi jeszcze Coś nazwisko Bohdan Czeszko.Niewątpliwy wpływ na to ma fakt, że znajduje się on w przedsionku pisarskiego niebytu.Po 1989 r. nie wznawiano bowiem książek jego autorstwa. I nic nie wskazuje na to, aby miało się to zmienić. Kiedy z bibliotek zostaną wycofane ostatnie egzemplarze jego publikacji książkowych (nie musi się to wcale stać ze względu na ich zły stan), pisarstwo Czesława Czeszki, niestety, opuści przedsionek i trafi do wspomnianego pisarskiego niebytu. A nie całe na to zasługuje...
Pisząc te słowa spoglądam na leżące obok mnie Nostalgie mazurskie, niewielkich rozmiarów zbiorek szkiców i nowel. Wydane zostały w 1987 r. (na rok przed śmiercią autora) w nakładzie 40320 egzemplarzy. Mój Tato i ja czekaliśmy na ukazanie się tej publikacji (zapowiadał to wydawca, jak też Czeszko w kilku wywiadach, jakie udzielił w prasie i telewizji). Już pierwszego dnia sprzedaży udało się je kupić Tacie. A ja Nostalgie... otrzymałem w prezencie. I pierwszy je też przeczytałem. Nie rozczarowaliśmy się nimi.
Nie wszystkie krótkie utwory składające się na Nostalgie mazurskie dotyczą Mazur.Ale chyba we wszystkich daje o sobie znać nostalgia, choćby nieznacznie. Nostalgia za minionymi latami (oczywiście nie za okresem niemieckiej okupacji), za ludźmi, którzy nie żyją bądź wyjechali z kraju, za drzewami, za miejscami. A jeśli chodzi o owe miejsca, to szczególną rolę odgrywają pośród nich właśnie Mazury, „a właściwie trójkąt Pisz – Ruciane – Niedźwiedzi Róg”. To znaczy północny fragment rozległej Puszczy Piskiej. O tym czym dla Bohdana Czeszki był ten zakątek świadczy, m. in., taki oto cytat:
„Zapach Puszczy wczesną wiosną nawiedza mnie po dzień dzisiejszy w chwilach nostalgii mazurskiej”.
Josif Brodski wielokrotnie pisał i mówił, że przywoływanie zmarłych, wypowiadanie bądź zapisywanie ich imion i nazwisk, sprawia, że oni nadal żyją (w tym momencie wspomnę, że Brodski, ateista, miał nadzieję, że ci, którzy przyjdą po nim, będą z kolei...). Żyją tak długo, jak długo trwa pamięć o nich. Tak więc przywołując na kartach Glos & innych zapisków Bohdana Czeszkę, zapewniam mu dalsze życie, jako pisarzowi (na inne „formy”, nie tylko jego życia, nie mam wpływu). Nie mam nic przeciw temu!
V.
W mojej prywatnej Księdze cytatów Josif Brodski prezentowany jest, jak dotąd, nst. wyimkami:
„Gdy człowiek wolny ponosi porażkę, to nikogo za to nie wini”.
„Poezja to tłumaczenie, tłumaczenie prawd metafizycznych na język ziemski”.
„Ludzie są tacy, jak nasza o nich pamięć”.
„Jednym z celów dzieła sztuki jest tworzenie dłużników; paradoks polega na tym, że im głębiej artysta tkwi w długach, tym jest bogatszy”.
„(...) śmierć jako temat zawsze tworzy autoportret”.
„(...) nieczytanie wierszy sprawia, że społeczeństwo osuwa się na taki poziom wysłowienia, na którym staje się łatwym łupem demagoga lub tyrana”.
„Prawdziwe tło naszego gatunkowego lgnięcia do niedojrzałości jest znacznie smutniejsze. Wiąże się nie z oporami człowieka przed wiedzą o śmierci, ale z brakiem chęci dowiedzenia się czegoś o życiu”.
„(...) człowiek jest tym, co czyta”.
„Dla Dostojewskiego sztuka, jak życie, jest tym, po co człowiek istnieje. Niczym biblijne parabole, jego powieści są środkami uzyskiwania odpowiedzi, nie celem dla siebie”.
„Był sobie kiedyś mały chłopiec. Żył w najbardziej niesprawiedliwym kraju świata. Kraj ten rządzony był przez istoty, które według wszelkich ludzkich pojęć powinny zostać uznane za degeneratów. Ale nie zostały”.
„Przyzwalałem strunom głosowym na wszystkie dźwięki prócz wycia (...) dopóki ust mi nie zatka gliniasta gruda, będzie z nich się rozlegać tylko dziękczynienie”.
„Kiedy rytm jakiegoś klasyka wchodzi komuś w krew, duch tamtego też w niego wstępuje”.
„(...) im prędzej człowiek sięgnie dna, tym prędzej wypłynie na powierzchnię”.
„(...) właśnie ucieczka od banału odróżnia sztukę od życia”.
„Człowiek nie powinien czynić przedmiotem rozmowy czegoś, co sugeruje niejako wyjątkowość jego życia”.
„Przecież woda (...) to forma stężonego czasu”.
Niewykluczone, że któryś z powyższych cytatów, wpleciony w obszerniejszy tekst, został zapisany na drewniano-metalowym, pomalowanym na niebiesko, stole stojącym nadal (2007 r.) w ogrodzie domu przy Morton Street nr 44 w nowojorskiej Greenwich Village. Brodski wynajmował w nim mieszkanie (wyprowadził się z niego dwa lata przed śmiercią).
Przyjrzałem się temu meblowi z zainteresowaniem. Tak jak i bujnej roślinności porastającej niewielki teren. O tym, że stół służył Brodskiemu przy sprzyjającej pogodzie, poinformował mnie mieszkaniec owego domu. Zapytał na koniec czy cenię bardziej wiersze, czy eseje Brodskiego. Odpowiedziałem, bez chwili wahania, że eseje. Lekko uśmiechnął się i stwierdził, że i on przedkłada Brodskiego-eseistę nad Brodskiego-poetę.
W ogrodzie przy Merton Street nr 44 moją szczególną uwagę przykuła też niewielka pojedyncza brzoza rosnąca pośród dębów i klonów. Pomyślałem, że i ona mogła cieszyć się szczególnym zainteresowaniem ze strony mieszkańca wspomnianego domu pisującego eseje i wiersze.
VI.
Od 2000 r., a teraz mamy 2012, linia kolejowa z Wrocławia do Świdnicy, przez Sobótkę, jest nieczynna.
Gdy idzie się torowiskiem, w miejscach, gdzie biegnie ono blisko drzew, widać, że ich gałęzie wraz z liśćmi, od strony torów, tworzą jakby jednolitą warstwę. I żadne, choćby najdrobniejsze, gałązki nie naruszają tej jednolitej zielonej powierzchni. Ta gładkość ścian zielonego tunelu szczególnie przyciąga uwagę, gdy patrzy się w jego głąb z pewnej odległości. Mimo upływu 12 lat drzewa „pamiętają” o ścianach/burtach wagonów, które uderzały w nie, gdy próbowały rosnąć zgodnie z odwiecznym prawem - we wszystkich kierunkach. Musiały więc przeżyć w ciągu przeszło 100 lat funkcjonowania tej trasy, brutalną lekcję.
VII.
W wydanym w 1987 r. atlasie Ptaki, przy opisie jerzyka odnotowano, m. in., taką informację:
„Rano i nad wieczorem lata, w stadkach, na różnych wysokościach nad zabudowaniami”. A tymczasem 25 lat po opublikowaniu tego atlasu, obserwuję loty zwinnych jerzyków nie tylko ‘rano i nad wieczorem’, ale również w późnych godzinach przedpołudniowych (np. 11.30). Widzę je, ale nie tak licznie, także w samo południe. Wygląda więc na to, że obyczaje tego gatunku uległy zmianie.
VIII.
W O aniołach (str. 75) wspomniany Andrei Pleşu odnotowuje nst. myśl:
„Człowiek współczesny ma trudności z uwierzeniem w anioły, nie dlatego, że jest ‘racjonalistą’ i ‘ateistą’, ale dlatego, że nie wierzy w porządek lub ma o porządku niekonsekwentne wyobrażenie”.
Człowiek nie-współczesny wierzył w świat uporządkowany. Ów porządek dotyczył jak najbardziej również świata „nienamacalnego”. A w nim, porządek opiera się także na aniołach. To dlatego człek przed-współczesny tak rzadko, a może nawet w ogóle, nie używał określenia: przypadek. Niewykluczone, że go nie znał.
Od wielu już lat nie wierzę w Coś, co nazywa się powszechnie przypadkiem (ja tego tak nie nazywam). Kiedy np. w bibliotece sięgnę „przypadkowo” po jakąś książkę stojącą na półce, tłumaczę to sobie niekiedy tym, że zainteresowała ona... mojego anioła stróża. Najczęściej jednak, po prostu, przyjmuję do wiadomości fakt kolejnego nie-przypadku, który mnie spotkał.