LITERATURA SZTUKA FILOZOFIA SPOŁECZEŃSTWO
______________________________________________________________________


Recenzja: Adam Zagajewski LEKKA PRZESADA


Autor: Joanna Mieszkowicz


Zazdroszczę starszym pokoleniom umiejętności wyważonego spojrzenia na otaczającą nas rzeczywistość. Rozmawiając ostatnio z jednym starszym panem o życiu i o czasach, w których przyszło jemu i mi żyć, zauważyłam różnicę w naszych spojrzeniach. On już się nie łudzi, nie próbuje naprawiać świata, wie, że pewnych mechanizmów nie da się ze świata wyeliminować. Ja wciąż się łudzę, że jednak warto walczyć o uczciwość, sprawiedliwość i lojalność wobec drugiego człowieka, o ponadczasowe wartości świadczące o dobrej naturze człowieka. Łudzę się i co jakiś czas ponoszę osobistą, sromotną klęskę. Dostrzegam nieprawidłowości i wciąż się nimi irytuję. Mój rozmówca powiedział mi, że niszczę w ten sposób swoje wnętrze, że mój upór, moja kontestacja, to piękne cechy, ale świat nie lubi takich ludzi. Rewolucjoniści nigdy nie byli w cenie. Historia pokazuje, jak marnie kończyli.

Dlatego zazdroszczę osobom z pokolenia, które powoli odchodzi z tego świata. Bije z nich olbrzymia pokora, spokój, akceptacja życia. Wędrują pamięcią do czasów dzieciństwa, młodości, jakby tamte, odległe czasy, miały jakiś inny zapach i kolor, dziś już niespotykany. Tęsknią za autentycznością, za naturalnym pięknem, czystym i niezniszczonym przez cyniczną cywilizację popkultury.

Czytając „Lekką przesadę” Adama Zagajewskiego czułam, jakbym dotykała innego świata, bardziej nastawionego na przeżycia duchowe. Świata, który już nie istnieje, został pożary przez czas. Został uwieczniony jedynie na fotografiach już nieco pożółkłych i w zdaniach, z których aż bije umiłowanie do pięknej składni i eleganckich figur retorycznych. Poeci starszego pokolenia są chyba stworzeni z innej gliny, bardziej szlachetnej. Im się wybacza poczucie wyjątkowości, dystyngowanie i pewną nonszalancję. Im się wybacza sentymentalizm i melancholię.

Adam Zagajewski w swojej najnowszej książce, na którą składają się krótkie refleksyjne eseje, układające się w obraz świata człowieka spełnionego, daje wyraz szalenie inteligentnym rozważaniom o naturze człowieka, o życiu, o sobie samym. Miałam wrażenie, że tą książkę napisał bardziej dla siebie, a dla czytelników przy okazji. Ale to właśnie czytelnikom zrobił przyjemność pozwalając poznać swoją rodzinę, mieszkająca przed drugą wojną światową we Lwowie. Lwów zresztą jest tu magiczną krainą, niemal symboliczną i istniejącą w wymiarze bardziej metafizycznym.

„Lekka przesada” jest bardzo intymna, stonowana, pełna zadumy, błyskotliwie drocząca się z czytelnikiem. Powoli odkrywa swoje uroki. Adam Zagajewski nie szokuje i nie polemizuje, on z mądrością prawdziwego poety mówi o tym, co ważne, i mówi to w taki sposób, że zaczęłam się zastanawiać, czy czegoś przypadkiem w życiu nie przegapiam. Bo we mnie wciąż tli się natura wojowniczki... Ale jeśli książka skłania mnie to osobistych rachunków sumienia, to chyba powinnam być usatysfakcjonowana. A jednak mam żal do samej siebie. Że wciąż się buntuję. Że wciąż nadstawiam karku. Że nie potrafię okiełznać swojego języka.

Jest w „Lekkiej przesadzie” pierwiastek poezji, choć książka nie jest tomikiem poezji. Poeta bierze na warsztat, o ile wolno mi użyć tak dosadnego porównania, poezję i sztukę w ogóle, a także przeszłość swojej rodziny, która nie będąc rodziną literatów wydała na świat poetę. I ta przypadłość, znów użyję może niezbyt fortunnego określenia, stała się łaską i niełaską. Łaską, ponieważ poeta inaczej odczuwa świat, dotyka tych sfer, które zwykłym szaraczkom są niedostępne. Niełaską, ponieważ jest to bagaż, który z biegiem lat staje się coraz większy. Zagajewski ma spory bagaż doświadczeń, tych swoich własnych, ale i ludzi, których na licznych ścieżkach życia spotykał. Stąd w „Lekkiej przesadzie” wspomnienia wielu poetów, filozofów, muzyków, którzy swoją sztuką wywarli trwały ślad w osobowości autora.

„Nie jestem wysiedlonym, ale od kiedy zrozumiałem, że moje drzewo genealogiczne jest drzewem wysiedlonych, zrozumiałem też, że to ziarno nierzeczywistości, na które nieraz natrafiam, właśnie stąd się bierze, z wędrówek, z niepewności jutra, z walizek o wielkich, otwartych, łakomych ustach.”

I tak myślę o Adamie Zagajewskim: jest on, mimo wszystko, obarczony tą łakomością świata. Jednakże nie o zwykły świat chodzi, nie o ten zwyczajny, dostępny każdemu. Ogromnie spodobał mi się fragment o pobycie w muzeum w Bolonii, w którym to nie obrazy wielkich mistrzów przykuły jego uwagę, lecz najzwyklejsze okno wychodzące na pobliskie domy. Podglądał życie ludzi i wtedy przyszło mu do głowy zdanie: „Oni tylko żyją”. A on czuł się kimś innym.

„Przez krótką chwilę czułem się solidarny bardziej z błyszczącymi płótnami, zabalsamowanymi w swojej muzealnej nieśmiertelności niż z żywymi ludźmi po drugiej stronie wąskiej ulicy”.

I mnie czasem nachodzą takie myśli… Że jestem elementem innej rzeczywistości. Że nie pasuję do tego pościgu, w którym biorę udział, wbrew swojej woli. Ja jednak nie potrafię tak pięknie pisać o życiu.

Jak już wspomniałam Zagajewski poświęca sporo miejsca poezji, jej znaczeniu, jej oddziaływaniu na człowieka. Mówi, że „poezja jest mistyką dla początkujących”. Zwraca też uwagę na sam proces pisania.

„Pisać – w najlepszych dniach pisanie, pełne energii, radości, jest nieomal stwarzaniem samego siebie, daje niezwykłe uczucie władzy nad własnym życiem, definiowaniem się od nowa, jakby prawie nic godnego uwagi dotąd nie istniało, jakbyśmy wytyczali zupełnie nową przyszłość dla siebie. W dniach nieco słabszych pisanie jest walką z depresją. W dniach zupełnie trudnych jest już tylko próbą ratowania siebie”.

Obok wielce refleksyjnych rozważań w „Lekkiej przesadzie” znajdziemy też fragmenty budzące radość, co potwierdza fakt, że poeta ma fantastyczne poczucie humoru, momentami nieco wyniosłe, ale też pobłażliwe w stosunku do samego siebie, do własnych błędów młodości, do dziwacznych pomysłów rodziny. Mój szeroki uśmiech wywołało przyznanie się do tematu pracy, bodajże magisterskiej, z filozofii: „O poznawaniu własnego ciała”. Temat budzący ironiczne uśmiechy, nieprawdaż?

Przytaczanie wszystkich nazwisk poetów/pisarzy, z którymi Zagajewski miał kontakt, czy muzyki „poważnej”, bez której poeta nie wyobraża sobie swojego istnienia, nie ma najmniejszego sensu. Ale z tego intymnego pamiętnika, jakim z pewnością jest „Lekka przesada”, wyłania się obraz człowieka doskonale wykształconego, traktującego sztukę, jako nieodłączny element życia. To się czuje. Niemal każdy krótki szkic jest odzwierciedleniem tego, co gra w duszy poety. I nie ma znaczenia, czy mówi o swojej rodzinie, czy o sobie samym, jego rozważania są naznaczone obecnością pierwiastka metafizycznego.

Sporo refleksji dotyczy podróży, jakie autor odbywał. Z nostalgią wspomina Paryż, Włochy, pobyt w USA. Ale i swój sentyment wyraża w opisach Krakowa czy Gliwic, do których trafiła wysiedlona ze Lwowa jego rodzina.

Jest też „Lekka przesada” pewnego rodzaju hołdem złożonym ojcu Adama Zagajewskiego, który powoli odchodził, leżąc w chorobie bez kontaktu z otaczającą go rzeczywistością. To zresztą ojciec Zagajewskiego jest autorem słów, które zostały użyte w tytule książki. Lekką przesadą nazywał ojciec poety poezję. Takie podejście mają tylko umysły ścisłe, pragmatyczne. Ale zastanawiając się nad nimi Adam Zagajewski odkrywa w nich prawdę i definiuje nimi poezję.

„Lekka przesada - to właściwie bardzo dobra definicja poezji. Doskonała definicja poezji na dni chłodne i mgliste, dni, kiedy poranek wstaje późno i na próżno obiecuje obecność słońca. Jest lekką przesadą, póki się w niej nie zadomowimy. Wtedy staje się prawdą. A potem, kiedy ponownie z niej wyjdziemy - bo nikt nie potrafi w niej zamieszkać na stałe - znowu staje się lekką przesadą”.