LITERATURA SZTUKA FILOZOFIA SPOŁECZEŃSTWO
______________________________________________________________________


Felieton: Jan Siwmir POEZJA JAK WÓZEK WIDŁOWY


Brałem kiedyś udział w spotkaniu autorskim, podczas którego prowadzący bił rekordy strzelania sobie w stopę. Poczynając od używania słowa grafomania, którego nie rozumiał, po atakowanie publiczności za to, że nie zna się na literaturze a wypowiada się na jej temat, klaszcząc tam gdzie nie powinna. Zarzucił przybyłym na wieczorek ludziom brak gustu, ignorancję, infantylizm i zredukował ich do stada baranów nie dorastającego do jego własnego poziomu. Pomijając fakt tak typowej dla środowiska „lyteratów” arogancji prezentowanej przez tego pana, można zastanowić się, co jest nie tak z mentalnością tego kraju, powszechnie bowiem uważa się w kręgach związanych ze słowem pisanym, iż ktoś, kto potrafi od biedy sklecić kilka zdań i ułożyć je w słupek jest lepszy od, dajmy na to, operatora wózka widłowego.

Zastanówmy się; każdy zawód wymaga określonej wiedzy i umiejętności. Nauczyciel musi umieć przekazywać wiadomości, elektryk zdaje sobie sprawę z tego, co to jest faza i nie leci po nią z wiaderkiem w ręku, mechanik samochodowy potrafi wymienić klemę, księgowy bez znajomości matematyki to kuriozum, itd. Oczywiście w każdym zawodzie są ludzie lepiej i gorzej przygotowani do jego wykonywania. Można umieć tylko podjechać wózkiem widłowym do palety z towarem i przełożyć ją w inne miejsce. Ale można też użyć tego wózka do uprawiania seksu, zabicia kogoś czy wykonać z jego pomocą Jezioro Łabędzie. Można być SPECJALISTĄ. Nie wierzycie? Sam widziałem pokaz takiego tańca we Francji. Wprawdzie brały w nim udział koparki, nie wózki, niemniej jednak zestawienie płynności i gracji z gabarytami i topornością urządzeń podobne, a umiejętności operatorów zdecydowanie przewyższały obsługę podstawowych funkcji. Czy mi się to podobało? Nieszczególnie. Doceniłem jednak kreatywność, oryginalność i talent w posługiwaniu się wielkim urządzeniem, którego ja nawet nie potrafiłbym uruchomić. Poza tym, kiedy poprosiłem, by któryś z robotników pokazał mi jak posługiwać się tymi wajchami, które mają za zadanie podnieść i opuścić wielką łyżkę, zostałem zapakowany do szoferki i instrukcję rozpoczęto od poinformowania mnie, gdzie jest przód a gdzie tył koparki ...

Tymczasem wśród literatów nie tylko nie wiadomo kto jest tym gorszym, a kto utalentowanym, ale w dodatku większość pisarzy (szczególnie poetów!) oczekuje, że każdy odbiorca ich twórczości będzie prezentował taki sam poziom oczytania, erudycji i wrażliwości na słowo jaki oni sami posiadają. Nawiasem mówiąc, to poniekąd tłumaczy dlaczego poeci piszą tylko dla siebie nawzajem. Skąd bierze się ten dziwny pogląd o przymusie posiadania wysokiego poziomu wiedzy na temat literatury u wszystkich ludzi? Czyżby stąd, ze każdy umie pisać i czytać? Albo stąd, że w szkołach podstawowych i gimnazjach jest przedmiot zatytułowany: język polski? Cóż z tego, że jest? Matematyka też jest, mimo to nie każdy jest inżynierem, obsługi komputerów również uczą a większość z nas miałaby trudności w umieszczeniu własnej strony na serwerze. Szkoły powszechne dają wyłącznie podstawy ogólnoedukacyjne, nie tworzą profesjonalistów.

I drugie, o wiele ważniejsze pytanie: dlaczego fakt niewrażliwości na słowo pisane jest dyskryminujący? Przecież to tak jakby was lekceważono wyłącznie dlatego, że nie potraficie zbudować mostu lub naprawić pralki. Owszem należy pracować nad tym, by coraz więcej osób zarazić bakcylem czytania, pogódźcie się jednak z tym, że wiele istot ludzkich, choćbyście zajmowali się nimi przez lata, nigdy nie zrozumie na czym polega alegoria, parabola, żart słowny. Nie zachwyci się wieloznacznością słów, nie doceni kunsztownej pointy. Co nie przeszkadza być im wysoce wykwalifikowanymi specjalistami z zakresu powiedzmy fizyki jądrowej czy chemii organicznej.

Chciałbym uprzejmie poinformować panów „lyteratów”, że bycie ekspertem w jakiejś dziedzinie nie uprawnia do gardzenia innymi ludźmi. Oni też na ogół są fachowcami, tyle że na innym polu. Więc nie obrażajcie czytelników, zamiast tego, jeśli chcecie pokazać im efekt swojej działalności i chcecie, żeby im się on spodobał, nie wpuszczajcie ich po prostu na głęboką wodę bez przygotowania. Sami chyba nie chcielibyście zostać w ten sposób potraktowani? Najłatwiej się o tym przekonać próbując z marszu obsłużyć wózek widłowy. Bez instrukcji, bez pomocy, przy akompaniamencie szyderczych gwizdów ludzi, którzy potrafią to zrobić z zamkniętymi oczami. Udało wam się? Nie? Jaka szkoda... Czy fakt ten upoważnia operatorów wózków widłowych do traktowania was jak ludzi gorszych od siebie, mniej inteligentnych, do uważania was za bezrozumną tłuszczę?


Tekst dedykowany Markowi Nowakowi, inżynierowi o zacięciu literackim.