O tym, że napisanie interesującego felietonu nie jest łatwe, wiedziałem zawsze, ale o tym, że napisanie go może nie mieć żadnego sensu, przekonuję się dopiero od niedawna. Nieokiełznana komercjalizacja właściwie wszystkich dziedzin ludzkiego życia, dzika konkurencyjność i przeciążenie informacyjne doprowadzają do tego, że wyjątkowo szlachetny gatunek literacko-dziennikarski, który od dziewiętnastego wieku zwany jest felietonem, traci swą siłę rażenia.
Kogo dzisiaj obchodzą te utrzymane w osobistym tonie, lekkie w formie i często skrajnie złośliwe utwory? Mało kogo obchodzą. Z punktu widzenia pisarzy felietonista to krytyk, czyli niespełniony artysta, dla którego pisanie felietonów stanowi swoisty odwet za brak własnych sukcesów artystycznych. Z punktu widzenia dziennikarzy felietonista to frustrat, niepoprawny literat, który rozpaczliwie próbuje zaistnieć na łamach czasopism i gazet, psując przy okazji szyki swoim zdolnym kolegom,. Natomiast z punktu widzenia tzw. „masowego odbiorcy” felietonista jest nikim, bo reprezentuje siebie, a nie zbiorową świadomość jakiejś liczącej się grupy.
Jeszcze inną przyczyną przedwczesnego zmierzchu felietonu jest niebezpieczna choroba, na którą zapada ostatnio coraz więcej osób i którą amerykańska neurolog Linda Stone określiła już mianem: „Continued Partial Attention”, czyli po polsku: „Ustawiczne Rozproszenie Umysłowe”, w skrócie - URU. Ta tajemnicza choroba polega na tym, że stworzony przez nas świat cyfrowy zaczyna przerastać możliwości przerobowe naszych neuronów, co sprawia, że głupiejemy, nie umiemy się skoncentrować, przestajemy myśleć samodzielnie. Z najnowszych badań naukowych prowadzonych niezależnie w najbardziej renomowanych placówkach badawczych świata wynika, że nadmiar sygnałów medialnych, których nie jesteśmy w stanie krytycznie ocenić i uporządkować, utrudnia nam zdobywanie wiedzy.
W opublikowanym niedawno na łamach dziennika „The Times” artykule pt.”Pod lawiną” znany dziennikarz John Naish przytoczył wyniki tych badań. I tak na przykład z badań przeprowadzonych przez Uniwersytet Londyński wynika, że nieustanne wysyłanie smsów i e-mailów może obniżyć nasz iloraz inteligencji aż o dziesięć punktów – czyli ma taki sam skutek jak nieprzespana noc.
Z większości badań wynika też, że zdolność ludzkiego mózgu do przyswajania, zapamiętywania i – przede wszystkim – sensownego selekcjonowania informacji wyraźnie słabnie. John Naish twierdzi nawet, że „zalew sygnałami medialnymi, których nie jesteśmy w stanie krytycznie ocenić, może przypominać zjawisko przedstawione w kultowym filmie Petera Cooka z 1970 roku, «Szczeble kariery Michaela Rimmera», w którym ludzie są tak intensywnie bombardowani masą stronniczych komentarzy, bieżących wiadomości i sondaży, że w końcu zupełnie obojętnieją i pozwalają politykom wyrwać się spod kontroli społeczeństwa i objąć autokratyczną władzę”.
Natomiast Gary Small, znany neurolog z Uniwersytetu Kalifornijskiego w Los Angeles, przedstawił właśnie dowody na to, że buszowanie w Internecie uaktywnia większą ilość neuronowych obwodów niż czytanie, co sprawia, że mózg nadmiernie skupia się na przyswajaniu nowych informacji i w jakimś stopniu zatraca podstawowe umiejętności społeczne, takie jak zdolność do empatii czy litości. Trudno się zatem dziwić, że tradycyjny felieton, którego cechy szczególne to artystyczna emocjonalność i intelektualny dystans do poruszanego problemu, przestaje być zrozumiały. Krzysztof Skiba, znakomity felietonista tygodnika Wprost, uważa nawet, że „Dawniej patrzenie nieco z boku i z dystansem było cechą inteligencji. Dziś z boku nic nie widać, bo każdy widzi tylko to, co ma przed oczami lub co mu podsuną pod nos”. K.Skiba zauważył również, że „Gdyby dziś Mrożek czy Hłasko debiutowali poza przyzwoleniem koncernów, to recenzje z ich książek moglibyśmy przeczytać co najwyżej w «Głosie Pszczelarza», a gdyby Niemen nie miał na płycie znaczka jakiejś ważnej stacji radiowej, wątpliwe, czy byłby grany”. No właśnie! Nic dodać, nic ująć! Jak można pokonać URU? Pewien londyński psycholog radzi , żeby do poczty elektronicznej zaglądać tylko dwukrotnie w ciągu dnia i nie śledzić wciąż najnowszych wiadomości w poszukiwaniu sensacji, ale szukać tylko rzetelnych informacji. Ta rada niewiele jest warta, bo przecież wiele osób nie może sobie pozwolić na zaglądanie do poczty tylko dwa razy dziennie, a ci, którzy cierpią na URU, nie potrafią wartościować informacji. Moja rada jest taka - zamiast buszować w sieci, napiszmy felieton o URU. Może właśnie w ten sposób wzmocnimy nasze neurony.