LITERATURA SZTUKA FILOZOFIA SPOŁECZEŃSTWO
______________________________________________________________________


Recenzja: Ignacy S. Fiut GRY EGZYSTENCJALNO-POETYCKIE O SENS [o tomiku Joanny Bąk PAN TU NIE LEŻAŁ]


Wielu młodych ludzi próbuje obecnie zmierzyć się ze sztuką poezjowania, i chociaż najczęściej są to próby młodzieńcze, niekiedy bardzo ciekawe, to trudno powiedzieć jak wiele przetrwa próbę czasu i co po nich na trwałe zostanie w narodowej skarbnicy kultury. Przyczyny tego są różne, ale głównie wynikają z „urynkowienia sztuki”, ale i anatemy odwetowej rzucanej na młodych twórców przez „solidarnych bojowników ideowych”, chcących – jak za czasów PRL-u – sprowadzić twórczość do funkcji ideologicznej, czy wyznaniowej. W ostatnich dwudziestu latach zaroiło się od debiutów, ale i tzw. debiutów spóźnionych. Co z tego zostawi ślad w dziejach naszej poezji i co stanowi rzeczywistą wartość artystyczną – na to również trudno jednoznacznie odpowiedzieć. Często bowiem premiuje się autorów, którzy się dalej nie rozwijają lub twórców przypadkowych, dla których takie nagrody są ostatnimi w ich biografii artystycznej. Wydaje się, że inaczej przedstawia się sprawa w przypadku Joanny Bąk, która wydała swój drugi tomik pt. „Pan tu nie leżał”, sponsorowany przez Fundację Bielecki ART. Ta sympatyczna książeczka, bardzo starannie i estetycznie wydana, stanowi portret artystyczny autorki. Zawiera nie tylko jej wiersze, ale bardzo interesujące fotografie je autorstwa.

Poezja Joanny Bąk jest niewątpliwie typową poezją kobiecą, wpisującą się w tę jej wartościową tradycję, do której należy np. twórczość Julii Hartwig, Heleny Gordziej, Ewy Lipskiej, ale i Marii Pawlikowskiej-Jasnorzewskiej, a nawet marzy się jej by dotknąć duszy poezji Zbigniewa Herberta. To co charakteryzuje jej dyskurs wierszowania wyraża się w tym, że każde przeżycie, doznana emocja, postrzeżenie świata zewnętrznego najpierw wywołuje w niej refleksje, zastanowienie się, by następnie poddać performacji tradycyjną składnię języka, w wyniku czego z lekkością uzyskuje znakomite metafory: proste, budzące niepowtarzalne wizje świata, ale i nowatorsko zakotwicza człowieka w jego byciu.

Tematyka tych wierszy właściwie sprowadza się do trzech wartości: miłości, domu, słowa, których nowych sensów autorka usilnie poszukuje ważąc tradycyjne ich znaczenia. Wchodzi poprzez nie w grę ze sobą, swoją duszą, oraz światem i jego kulturową otoczką, która narzuca jej pewien zewnętrzny przymus, wyrażający się w normach i wzorcach obcowania ludzi we współczesnym społeczeństwie. Joanna Bąk zdaje sobie sprawę z problemu własnej tożsamości i jakoś podświadomie wie, że ten wybór siebie, wręcz gra z własnym ja o tę „samość”, musi być dopełniona wzajemnością mężczyzny. W wierszu pt. „jeszcze zdążymy” dowiadujemy się, że „zanim usiądziesz na parapecie/mojej filiżanki/przemyśl mnie sobie pod włos/(…)//przemyśl mnie na przyszłość/wymyśl mnie dla siebie/jeszcze zdążymy spróchnieć/ w samotności”. Wie przecież, że miłość prowadzi do idealizacji kochanej osoby, a potem ją od niej alienuje, a więc w utworze – „mniej święta” przypomina: „(…) może się do niej nie módl/nie stworzyła światła/choć obiecywała dom//przed wizytą w pokojach/jej ciała/pomyśl że Ewa/też nie była święta”. Wie również, że miłość romantyczna w dzisiejszym świecie ogarniętym zmysłowością jest pusta i bezproduktywna, bo „z wyobraźni/dzieci nie będzie”, a to przecież one są jej namacalne owocem.

Również o domu, nie tym z cegły, drewna, czy betonu marzy autorka. Musiałby on być zbudowany z „prawdziwych ludzi”, a nie tworzyć li tylko gry w niego rekwizytami w świecie odrealnionym i pozbawiony uczuć oraz duszy. W materialnej bowiem wspólnocie zawsze w człowieku rodzi się głębokie poczucie osobności, ale i niepełności, nawet cisza i spokój mogą budować ściany pomiędzy ludźmi. Nasz obecny świat, świat miasta – to w odczuciu poetki złożony i niebezpieczny teatr skłaniający do grania ról niejednokrotnie fałszywych. Jego domem stają się rozmowy o nieobecności. To z kolej zmusza nas do gry z sobą, między sobą; gry o siebie, czyli trudny do uchwycenia sens istnienia. W znakomitym wierszu pt. „gra” czytam więc: „przegrałam casting na mrówkę/zostałam powłoka do roli człowieka/(…)//zagraj sens – podpowiadali aniołowie/no graj – wciąż krzyczą/gdy próbuję uciec/w formę embrionu//nie ma drogi powrotnej/są tylko pierwsze kroki/gra z czasem/w sens”. Sytuacja tej egzystencjalnej niepewności skierowuje poetkę ku Bogu w świecie wirtualnym, ale przekonuje się, że i On nie jest w stanie pomóc ludziom w poszukiwaniu znaczeń, bo to do natury życia należy bezgranicznie gra z sobą i światem w sens, który i tak wymyka się codzienności naszego istnienia. Poetka przyrównuje tu ludzi do ryb, które – jak wiadomo – „głosu nie mają”. Podpowiada, że można jedynie oglądać siebie w świecie z perspektywy jego skamieliny. Nie pozwala, ale i przestrzega, by oglądać ją z perspektywy apteki, czyli antidotum i leguminy na wszystkie niedogodności w świecie ciągle tracącym sens. Przypominając jednocześnie ciepło głębokie uczucie, którym darzyła ją babcia, jej miłość do męża przekraczającą granice życia i śmierci, sądzi, że – podobnie jak zima – znosi granice między światem żywych i światem umarłych, również miłość miedzy kochającymi się tymi żywymi i tymi umarłymi. Miłość rodziców do dzieci widzi jako klucz do nieustannego odradzania się owej duchowej siły sensotwórczej, budującej nasz dom z uczuć i emocjonalnych więzi w naszej codziennej egzystencji.

W końcowych partiach tomiku zamiesza krótkie, „haiku-podobne” utwory, stanowiące niejako pointę naszego znaczeniowego odnoszenia się do swojego miejsca w świecie. W tych utworach w formie skondensowanej, pisanych bez tytułu dowiadujemy się, że: „szczęśliwi ludzie/są niebezpieczni/bolą w oczy”, „najlepszą antykoncepcja/jest Internet”, „bój się bocianów/przynoszą co chcą”, a w najbardziej lakonicznym wierszu pt. „świadomość dobra” – czytamy „jestem złym człowiekiem” Modląc się w ostatnim wierszu tomiku – poetka z pokorą prosi: „pozwól mi zostawić/za sobą sens”. Może to niewiele, ale już poniekąd ten tomik może dać jej nadzieję, że naznacza swą obecnością w świecie istotnie fakt swojego, ciepłego, nadspodziewanie wrażliwego, kobiecego i w pełni sensotwórczego istnienia. Pewnie Bóg tak chce!

 
Joanna Bąk, Pan tu nie leżał; fotografie – Joanna Bąk i Andrzej Wysocki, Wydawca: Fundacja Bielecki Art., Kraków 2012, s.86.