LITERATURA SZTUKA FILOZOFIA SPOŁECZEŃSTWO
______________________________________________________________________


Esej: Adam A. Zych LIRYKA NIELUDZKIEGO ŚWIATA AUSCHWITZ


„Mroczny czas” ma to do siebie, że człowiek wyraźnie i jasno postrzega swoją znikomość, przypadkowość, kruchość swej ludzkiej kondycji. Słowo jest człowiekowi potrzebne najbardziej właśnie w sytuacji zagrożenia. Czasem jeden cytat wystarczy, by być lepiej zrozumianym niż w długim wywodzie. Słowo umożliwiało bezpośrednie reagowanie na zbrodnię, krzywdę i niesprawiedliwość. Właśnie tam – za drutami, za kratami, na wygnaniu, na zesłaniu – kultura czy sztuka, piękne słowo, były szczególnie potrzebne. Twórczość obozowa, łagrowa, więzienna uświadamiała, że w najtrudniejszych nawet warunkach można i należy pozostać osobą ludzką, istotą twórczą, a nie skazanym na pogardę i zagładę przedmiotem. Poetyckie słowo budziło w człowieku jego podmiotowość i tożsamość, chroniło przed zagubieniem godności, podeptaniem człowieczeństwa. Wiersze pozwalały przetrwać – nie w znaczeniu biologicznym, ale psychologicznym – bowiem posiadały niezmierny wpływ na zachowanie szacunku dla samego siebie.

Odczytywana dziś na nowo poezja oświęcimska poszerza poznanie, wzbogaca świadomość, nie tylko historyczną, uwrażliwia, buduje w nas zupełnie nowy świat doznań i przeżyć, a nade wszystko umożliwia osiągnięcie własnego „punktu widzenia” na wiele złożonych spraw, gdyż jak pisał Henryk Jasiczek (1919–1976):

Na świat można patrzeć
przez:
powiększające szkła zdumienia
pomniejszające szkła zwątpienia
przez palce przez łzy
czarne niebieskie i różowe okulary
dziurkę od klucza
szkiełko do zaćmienia słońca
lufę karabinu
tysiące pustych okularów
muzeum Oświęcimia.

„Liryka nieludzkiego świata Auschwitz”, a także wiersze tworzone po Oświęcimiu, dają nam szansę poznania rzeczy nowych, takich, obok których przechodziło się dotychczas obojętnie, zarazem ukazują w niezwykłym świetle sprawy powszednie, a niedostrzegalne i niezrozumiałe.

Twórczość obozową należy traktować nie tylko jako wyjątkowy dokument minionych czasów, ale także w wymiarze psychologicznym. Piękno poetyckiego słowa miało w obozie walor psychoterapeutyczny, ponieważ twórczość ta była szczególnym mechanizmem obronnym, ocaleniem psychiki ludzkiej przed wewnętrznym zniewoleniem, a także czynnikiem katarktycznym, obniżającym narastające napięcie emocjonalne. Literatura i sztuka w świecie załamujących się wartości budziły wiarę w człowieka i w ocalenie ludzkich ideałów. Trwanie orientacji aksjologicznych, w których dominował humanizm, dobro, sprawiedliwość, pomagało w tak ekstremalnych warunkach przeżyć i pobudzało wiarę lub nadzieję w przetrwanie.

Poeta Edmund Polak (1915–1980), były więzień Auschwitz i Buchenwaldu wyznał kiedyś: „Trzeba się było jakoś bronić przed otaczającą nas brutalnością, odczłowieczeniem, obojętnością [...] beznadziejnością czekania na wszystko”. Jakże trafnie opisała te „szare dni” poetka Brzezinki Zofia Grochowalska-Abramowicz (1902–1998), gdy „poprzez opuszczoną wieś [...] obojętne na wskroś maszerują szare kolumny”:

Teraz mamy oczy szklane,
na ich dnie niezapomniane
nieprzebolane
wszystkie straty,
wszystkie bóle [...]
I w tym strasznym, błędnym kole
poruszamy się jak w smole,
lepko... czarno...
duszno... parno...
jak spętani... jak spętani...

Marian Pankowski (ur. 1919), poeta, prozaik, który ocalał z Auschwitz, Gross-Rosen, Nordhausen i Bergen-Belsen, przekazał tę oto refleksję („Gazeta Krakowska” 1994, nr 244: „W obozie w Oświęcimiu notowałem w pamięci wyrażenia. Mówiło się: «na rozwałkę», a ja szukałem rymu do: «rozwałka» – «załka»; nie, to banalne. To zauroczenie i obłąkanie polskim słowem nigdy mnie nie opuściło. W obozach koncentracyjnych czułem się też pisarzem, to pozwoliło mi się zdystansować do codziennego koszmaru. Siedziałem tam, jako ja – prawdziwy i ja – pisarz, obserwujący swoje zachowanie”.

Pisano zatem dla oderwania myśli od strasznej rzeczywistości i niepewnego jutra. Twórczość stawała się istotnym czynnikiem samoobrony, odwracała uwagę od koszmaru i grozy życia obozowego, od codziennych spraw pełnych lęku, smutku, cierpienia i śmierci, w stronę innego świata. Obóz, jak pisał poeta nieznany, to:

Drutami okolony skrawek świata,
Gdzie tylko ludzie numerami są [...],

a może obóz to universum zła, z własnym, pozornie absurdalnym, niezrozumiałym porządkiem, aksjologicznym i moralnym, a być może Auschwitz to anus mundi...

W obozie oświęcimskim wiersze, poematy bądź pieśni tworzyli znani, uznani poeci, np.: Tadeusz Borowski (1922–1951), Jan Maria Gisges (1914–1983), Tadeusz Hołuj (1916–1985), Aleksander Marian Kubicki (1908–1972) czy Stanisław Wygodzki (1907–1992), ale także autorzy mniej znani: Włodzimierz Borkowski (ur. 1920), Monika Dombke (1920–2005), Andrzej Kamiński (1921–1985), Edward Marzec (1914–1962), Franciszek Stryj (1912–1985), Kazimierz Wójtowicz (1919–2006) czy Krystyna Żywulska (1914–1992).

Pisali w ciągłym zagrożeniu z rozlicznych motywów w rodzaju – dla podtrzymania psychicznego współtowarzyszy obozowej niedoli i własnego ducha; dla zachowania przynajmniej wewnętrznej wolności; dla potwierdzenia człowieczeństwa. Literatura czasów pogardy stawała się w tamtych, tak trudnych latach, powiernikiem najgłębszych niepokojów, doznań i wrażeń, a zarazem źródłem wiary w ocalenie, ratując przed wewnętrznym załamaniem lub zwątpieniem.

Ludzie przesiąknięci cywilizacją i kulturą europejską, zazwyczaj nie wytrzymywali upadku na samo „dno życia”, wielu z nich wybierało śmierć – szło na druty, otaczające obóz; po prostu nie byli w stanie żyć w warunkach totalnej deprywacji psychicznej:

Nagle trzask suchy ciemność przeszył
i z drutów zwisnął bezkształtny cień.
Nim inni przyszli – poszarzał dzień.
Nie żył [...].
Numer mu skreślono w księdze.
Tyle było tysięcy – tyle przyjdzie tysięcy...

[Edmund Polak (1915–1980) Na druty, 1943].

Zarazem twórczość w więzieniach hitlerowskich i obozach zagłady była przejawem buntu przeciw zniewoleniu, stanowiąc dowód, że i w najtrudniejszych chwilach życia duch ludzki nie da się ujarzmić oraz wznosi się ponad zbrodnię, nienawiść bądź zło. Mimo nieludzkich, niewolniczych warunków systemu obozowego twórczość, działalność artystyczna czy oświatowa rozwijały się w ukryciu. W tych trudnych warunkach właśnie twórczość umożliwiała zachowanie wewnętrznej wolności, a nawet dawała szansę rozwoju osobowości i samorealizacji. „Człowieka zlagrowanego” – dzięki działaniom twórczym – zastępował homo creator... Była to swoista akcja ruchu oporu zmierzająca do przeciwdziałania destrukcyjnym wpływom atmosfery obozu koncentracyjnego na psychikę więźnia, autentyczna obrona przed „odczłowieczeniem”. Oprawcy mogli przecież zniszczyć ciało, lecz nie zdołali zabić duszy. Wiersze zapobiegały wypaleniu wewnętrznemu, duchowej pustce, nastrojom smutku, rozpaczy, a więc stawały się swoistym oczyszczeniem i rozładowaniem negatywnych odczuć, emocji i wzruszeń.

Twórczość obozową można też rozpatrywać w kategoriach ważnego mechanizmu obronnego, którego zadaniem było wypracowanie sfery wewnętrznej wolności, swoistego „rezerwatu psychicznego”. Warunki życia w obozie nie pozwalały na ujawnianie myśli, pragnień czy dążeń i marzeń. Do podstawowych cech życia obozowego należały – świadomość stałego zagrożenia, uniemożliwienie zaspokojenia podstawowych potrzeb biologicznych i psychicznych, ciągły głód, o którym pisała w Oświęcimiu poetka:

Boże, zlituj się nade mną
ześlij mi kawałek chleba!
Patrz – tak mało mi dziś trzeba
Boże,
byłeś Ty kiedy głodny?

[Halina Nelken (1923–2009) Głód, 1944].

Poniżające tatuowanie numerem po przekroczeniu bram obozu i ciągłe apele poranne, wieczorne, w chłodzie i deszczu, w spiekocie, pod rozpalonym niebem skwarnego lata, zagrożenie, lęk, ból, strach... – to codzienność obozowa, która stawała się często motywem przewodnim poezji oświęcimskiej. Człowiek w obozie zagłady stawiał się bezimiennym numerem – bez przeszłości i przyszłości:

A jednak te numery nazwiska swe miały,
żyły, jadły normalnie, ba, nawet się śmiały...
Czy to kara, przekleństwo, czyśmy winni sami?
A może z nas też ludzie, tylko z numerami!

– pytał sam siebie w oświęcimskim obozie w maju 1941 roku Franciszek Stryj, a autorka nieznana dopowiadała w wierszu napisanym w Birkenau:

Apel, apel, apele [...]
Staliśmy na nich godzinami,
zmęczone, zziębnięte, okryte łachmanami,
w drewniakach przestępując z nogi na nogę [...].
Jedna po drugiej na ziemię się wali,
a komin jeden, drugi i dalsze
takie właśnie więźniarki pali.

Wiersze te być może nie noszą znamion utworów wybitnych czy artystycznych, niemniej każdy z nich posiada niewątpliwą wartość historyczną, autentycznego dokumentu, świadectwa nieludzkich zachowań w tych czasach pogardy i zła, stanowić mogą swego rodzaju dowód zbrodni i najmocniejszy, choć subiektywny przekaz prawdy o Oświęcimiu. Tym bardziej, że czas minionych dekad daje jakże konieczny dystans. Lirykę nieludzkiego wszechświata Auschwitz powinni studiować nie tylko ludzie pióra – poeci, prozaicy, krytycy literatury pięknej, ale także historycy, a nawet psycholodzy bądź psychiatrzy, którzy odnaleźć mogą np. kliniczny wręcz opis osobowości „muzułmanów”, zespołu uogólnionego wyniszczenia biologicznego i wyczerpania sił obronnych osobowości, tworu jeszcze żywego, a już umarłego, wegetującego bez jakiejkolwiek woli życia, który nie posiada już nawet instynktu samozachowawczego... O nich właśnie pisał w obozie oświęcimskim w 1942 r. Kazimierz Wójtowicz w utworze pt.: „Muzułmanie”:

Stoją pod blokiem skuleni, w bezruchu.
Głodni śmiertelnie, złamani na duchu.
Szkielet ich w zżółkłej, opuchłej powłoce
Zimnem wstrząsany, straszliwie dygoce.
A mgła wilgocią nasyca pasiaki [...].
Muzułman martwy, półnagi, bosy
Spokojnie znosi pośmiertne ciosy –
Nie wstanie!

W tej, jakże dramatycznej, poezji odnaleźć możemy wstrząsające opisy: „choroby drutów kolczastych”, kończącej się niekiedy depresją lub samobójstwem; obrazy wprost wyjęte z niderlandzkiego malarstwa Hieronima Boscha (ok. 1450–1516) – „gdy wieczorem wychodziło się z bloku i widziało jęzor ognia nad kominem krematorium, jak się wiedziało, że ci Żydzi, którzy stali w południe między drutami elektrycznymi – tam właśnie poszli, a niebo było zaczadzone tą okrutną ziemią, to...” można było zwątpić nie tylko w człowieka, ale i w Boga; a być może nawet wykładnię Apokalipsy, gdy kruszą się w tych wierszach kolejne pieczęcie tajemnicy, a serca się łamią; pozostała w tej poezji jednak nadzieja, jak w wierszu Kazimierza Dąbrowskiego (1908–1944), napisanym w KL Auschwitz, którym pragnę zakończyć ten esej:

Przyjdą dni dobre, przyjdą na pewno.
Pokoju zrodzi się owoc,
Ludzie w Oświęcimiu wierzyć nie będą
Koszmarnym wierszy mych słowom.


Informacje o książce The Auschwitz Poems. An Anthology:
http://pl.auschwitz.org.pl/m/index.php?option=com_content&task=view&id=1334&Itemid=10