LITERATURA SZTUKA FILOZOFIA SPOŁECZEŃSTWO
______________________________________________________________________


Komentarz redakcji do tekstu Jana Z. Brudnickiego



Autor: Witold Egerth


Widocznie jednak brak uzębienia u krytyka wpływa na jego zdolność rozumienia tego, co czyta. Na szczęście pamfleciści wykorzystują do swojej pracy organ może nie tak efektowny jak zęby, nieco banalny i zdecydowanie już niemodny, ale za to skuteczny – mianowicie mózg.

Mózg, chociażby w szczątkowej formie, przydaje się także w pisaniu. Nie wiadomo bowiem, co ma wspólnego przytoczona przez pana Brudnickiego anegdotka o profesorze i głupiej studentce z błyskotliwą rozmową dwóch panów S – brzydkie wyrazy istnieją, powinny być w słownikach i mogą zdarzać się w literaturze; nie sądzę, żeby gorszyły one obu panów, podobnie jak z całą pewnością nie gorszy ich homoseksualizm ani nawet pederastia. Natomiast z pewnością gorszy ich uznawanie za sztukę, za największe osiągnięcie polskiej literatury wytwórczości idącej na łatwiznę, bylejakiej i fizjologicznej, wypranej z wyobraźni, wyzbytej myśli, pozbawionej językowej wynalazczości, skamlącej i ziejącej bezdenną nudą – nawet formalną. Z rozmów panów S wyraźnie widać, na czym im zależy – chcieliby, żeby Polska nie była postrzegana jedynie jako kraj flejtuchów, pijaków, złodziei i tanich dziwek, w którym za poezję uważa się nieudolny i powtarzający się jak czkawka opis zwyczajnych życiowych przypadków, a szczytem prozy jest pseudodresiarski bełkot.

Lament rozmaitych Janków Muzykantów może i powinien wzruszać, skłaniać do refleksji, ale nie powinien mieć wpływu na ocenę ich produkcji. Ani ciężkie życie, ani choroba, ani nawet preferencje seksualne nie mogą stanowić usprawiedliwienia dla grafomanii, czy szerzej – artystycznej nieudolności. Jest tylko jeden wyjątek – terapia; każda bowiem terapia jest dobra, jeśli przynosi poprawę, ale i wtedy trzeba rozważyć, czy zarządzona odgórnie afirmacja twórczości nieszczęśliwych jednostek nie okaże się inhibitorem rozwoju kultury dla bardziej wymagających. Tej kultury, która ma chronić przed zalewem barbarzyństwa.

Na zakończenie: Tomasz Sobieraj i Jan Siwmir nie popełnili przekłamania w kwestii pięknego skądinąd słowa „wypierdalaj”, o czym łatwo się przekonać sięgając do omawianego tomiku, zaś ich odczytanie wierszy pana Dyckiego jest tylko jedną z wielu możliwości, podobnie jak interpretacja twórczości poety dokonana przez doktora Marka Trojanowskiego. Natomiast powyższa, wyciskająca łzy apologia pióra pana Brudnickiego stanowi kolejny dowód słabości polskiej krytyki, o której już Stanisław Witkiewicz pisał: „Krytyka nasza okłamała opinię publiczną. Fałszywymi sądami potworzyła mnóstwu miernot sławę i stanowiska zaszczytne; w końcu zatraciwszy wszelkie poczucie prawdy, wszelką miarę sądu i zdolność odczuwania szczerych wrażeń, sprostytuowała język, tworząc w nim cudactwa, przy których nawet najdziksze potwory jezuickiego stylu zdają się mieć sens i logikę”.